Lifestyle,  Pielęgnacja

Dzisiaj leżę w wannie czyli Self Care Sunday z Molton Brown London…

Dziś będzie inaczej niż zazwyczaj. Dziś moją opinię i jednocześnie recenzję podsumowującą te wszystkie cuda zamieszczę tu, na początku postu. Dalej poznacie opis każdego zapachu, który miałam okazję testować.

Zacznę od tego, że choć słyszałam o tych płynach do kąpieli na długo wcześniej – po pierwsze odstraszała mnie ich cena. Z drugiej strony kupowałam już porównywalnie drogie kosmetyki np. od Jo Malone London, ale te jakoś do mnie nie trafiały. 

Po drugie brak dostępności w Polsce to dodatkowy powód by się 2 razy zastanowić nad zakupem czegoś co może się okazać niewypałem.

Pierwszy raz miałam okazję poznać je bliżej dzięki jednemu z limitowanych box’ów LookFantastic The Science of Beauty – niestety już niedostępny, a w mojej ocenie był to absolutnie najlepszy limitowany box ever – do tego stopnia, że kupiłam go 2 razy!

A teraz do rzeczy – odwołuję wszelkie moje wcześniejsze obawy i pretensje. Jestem absolutnie zakochana w tych produktach i będę chciała, żeby i Wam choć częściowo ten zachwyt się udzielił. Zatem bez zbędnego przedłużania zapraszam do świata Molton Brown London.

PS. Pamiętajcie, że każdy pogrubiony fragment tekstu jest bezpośrednim linkiem.

Wszystkie żele do kąpieli i pod prysznic, które widzicie na tych konkretnych zdjęciach to mini lub travel size o pojemności zaledwie 50 lub 100ml.

Niech Was nie zmyli ta wielkość – bo choć planuję zakupy kolejnych pełnowymiarowych butelek już wiem, że nawet te maleństwa starczają na wieki. Są przy okazji rewelacyjną okazją do tego, żeby się przekonać, który z tych zapachów ma w sobie to coś.

Do tego, żeby całe wasze ciało pokryło się cudowną i grubą pianą wystarczy ilość niewiele większa od ziarenka groszku! Serio serio. Selfcare Sundey’owa kąpiel w pianie też nie zrujnuje Waszego portfela i nie pochłonie całej zawartości buteleczki.

Dopiero kiedy zaczęłam się mocniej interesować marką okazało się, że mają w ofercie również świece! Aaaaa świece i perfumy. Jedną już sobie z nich upatrzyłam, a którą? – zdradzę kiedy będę opisywać konkretny zapach.

Moton Brown London Juniper Jazz – Świąteczna edycja limitowana. Nie spodziewajcie się jednak słodkości w formie pierniczków.

To bardziej ten moment kiedy po kolacji siadacie sobie wygodnie na sofie ze szklaneczką ginu w dłoni, patrzycie na mieniące się choinkowe światełka i oddychacie tym świątecznym błogostanem kiedy wszyscy już sobie poszli, a Ty zrzucasz szpile i zakładasz świąteczne bambosze z laskami cukrowymi i czapką mikołaja.

Jest to jeden z delikatniejszych zapachów marki jaki miałam okazję testować – wszystkie inne jak do tej pory, aż uderzały w nos swoją mocą.

Delikatne drobinki to nie opakowanie tylko zatopione w żelowej formule cząsteczki, które nadają skórze ultra delikatny glow.

Nuty zapachowe 

  • głowa – owoce jałowca
  • serce – metaliczne i drzewne nuty przeplatane miętą ( ważne – choć mięta wprowadza delikatne ochłodzenie to jest ona równoważona ciepłymi wręcz balsamicznymi drzewnymi nutami, także nie spodziewajcie się typowego miętowego aromatu pasty do zębów)
  • baza – kremowe drzewo sandałowe

To prawdziwie unikalna kompozycja – ponieważ jest nadal dostępna na stronie Cult Beauty i chyba LookFantastic polecam ją tym wszystkim, którzy nie chcą by długo utrzymujący się zapach na skórze przeszkadzał w nakładaniu kolejnych warstw jak balsam czy perfumy.

Molton Brown Coastal Cypress & Sea Fennel – Zarówno balsam do ciała jak i żel pod prysznic/do kąpieli mają w sobie te same nuty, ale co innego wybija się na wierzch w obu kompozycjach.

W przypadku balsamu/lotionu do ciała ja ewidentnie czuję bardzo zbliżony klimat do Aqua di Gio Armaniego – zresztą są to jedne z absolutnie moich ulubionych męskich perfum. 

Jeśli chodzi o żel do kąpieli to bergamotka i kardamon są tu dużo wyraźniej wyczuwalne i powodują, że zapach jest delikatnie ostrzejszy. 

To rewelacyjnie świeża kompozycja, która jak wszystkie marki jest unisex’owa. Dla mnie jednak dużo lepiej pachnie na moim mężu niż na mnie.

Nuty

  • głowa – liście figi, kardamon oraz bergamotka
  • serce – nuty morskie gdzie na pierwszy plan wysuwa się koper morski z Australii, jaśmin, a także liście fiołka
  • baza – tu znajdziecie solony cyprys przynoszący na myśl słoną morską wodę i drewno wyrzucone na brzeg przez fale, drzewno cedrowe oraz piżmo

Gdybym szukała uniwersalnego męskiego zapachu na wiosnę, który przyniesie natychmiastowe poczucie świeżości pewnie wybrałabym ten duet.

Kolejny zestaw – a właściwie powinnam napisać pierwszy – bo to od niego zaczęła się moja przygoda z marką we wspomnianym wcześniej boxie od LF.

Molton Brown Vetiver Grapefruit Tu też jest pewna ultra delikatna różnica między żelem, a balsamem do ciała. Jak w poprzednim zestawie to żel jest ostrzejszy i bardziej wyrazisty .

Nuty

  • głowa – grapefruit daje soczystą cytrusową świeżość, a kardamon i biały pieprz wprowadzają lekko ostre orzeźwienie
  • serce – praktycznie niewyczuwalna róża, neroli – zapewnia głębię zapachu dodatkowo podbitą w przypadku żelu oraz liczi które równoważy ostrość swoją lekko wodnistą słodyczą
  • baza – tytułowy vetiver – lekko mroczny i jednocześnie zielony ( Ciekawostka – wiecie, że wetiwer jest wysoką trawą, ale to z jej korzeni pozyskuje się aromaty i dlatego, często wetiwer jest odrobinę ziemisty w odbiorze?), drzewo cedrowe – świeże i męskie oraz ambra – dodaje odrobiny ciepła całej kompozycji

Ponważ to już ostatnia szansa (więcej lotionów nie mamy – na razie) muszę jeszcze napisać, że te balsamy, a właściwie lotiony do ciała są absolutnie genialne. Mega lekkie, nie zostawiają tłustej warstwy i wchłaniają się już po chwili. Doskonale rozsmarowują się zarówno na suchej jak i na wilgotnej jeszcze po prysznicu skórze. Zauważyłam zresztą, ze smarowanie się na wilgotną skórę daje dużo silniejsze nawilżenie. 

Polecam zarówno płci pięknej jak i panom choć u nas w domu to raczej zapach mojego męża.

Nie we wszystkich liniach zapachowych, ale np. w tej występuje również dezodorant w spray’u Molton Brown Vetiver&Grapefruit Deodorant – nie testowałam więc się nie wypowiem. Są również w dezodoranty w sticku – również nie miałam przyjemności , ale kto wie, kto wie.

Molton Brown Tobacco Absolute – Jedna z 4 miniatur w zestawie świątecznym Christmas Cracker w tym stylu

Po pierwszym otwarciu buteleczki poczułam zapach kojarzący mi się delikatnie z szałwią, ale nie ma jej w nutach zapachowych – myślę, że połączenie pozostałych przynosi taki delikatnie ziołowy wydźwięk. Powiem Wam, że jest to bardzo ciekawe zestawienie choć do moich ulubionych należeć nie będzie. Jest to dla mnie odrobinę dziwne, bo zazwyczaj wszystko co ma w nazwie tobacco jest u mnie strzałem w 10.

Po raz kolejny zresztą potwierdza się to o czym pisałam Wam na początku. Kupowanie minisów ma niebywałą zaletę – stosunkowo niewielki wydatek na coś co może się okazać nietrafione. Jedną z takich wpadek zaliczyłam w przypadku Jo Malone London – nie wszystko co JML to złoto – kompozycja Kardamon i Mimosa to autentyczny zapachowy koszmarek – 1 dostaliśmy w prezencie i przekazaliśmy dalej mojej mamie, która się nim zachwyciła. Drugi nadużywamy w kąpieli, żeby tylko się już skończył…

Nie zrozumcie mnie źle – jestem bardzo zadowolona z zakupu tego konkretnego czteropaku, choć po pełnowymiarową wersję tego, który właśnie opisuję nie sięgnę – są inne ciekawsze w tym zestawie. 

Nuty

  • głowa – argentyński grapefruit – strzelajcie do mnie – żadnych cytrusów tam nie czuję, ani w otwarciu kompozycji, ani nigdzie dalej :/
  • serce – drzewo cedrowe – to już jest bardzo wyczuwalne
  • baza – akord skórzany przeplatający się z dużo silniejszą wonią tytoniu choć zupełnie nie taką do której jestem przyzwyczajona

Myślę, że panowie mogą się całkiem zaprzyjaźnić z tą kompozycją. Niespecjalnie uznaję dzielenie zapachów na damskie i męskie jeśli nie mówimy o typowych landrynkowych słodziakach, zatem nie przekreślam miłości do tego zapachu wśród pań.

Na tym zdjęciu widzicie wcześniej już opisywany zapach Cypress & Sea Fennel, ale wśród tej trójki jest mój absolutny faworyt. Ten czteropak przewidziany był zresztą dla męskiej „publiczności”,ale …

Molton Brown Russian Leather – to absolutnie i bezapelacyjnie najciekawszy zapach jaki do tej pory z całego Molton’a miałam okazję używać. 

Mają również z tej serii perfumy oraz coś co jest na mojej jesiennej wish liście Molton Brown Russian Leather 3 Wick Candle.

Już sam opis nut zapachowych jest arcy ciekawy

  • głowa – Elemi czyli naturalna żywica o zapachu terpentynowo-cytrynowym, do tego czarna herbata – jak w prawdziwej rosyjskiej herbaciarni z samowaru – genialne oraz fioletowa bazylia – dla mnie po prostu wow wow wow
  • serce tej kompozycji to zimna syberyjska sosna, tytoń w wersji którą znam i uwielbiam – jakby ktoś mnie zamknął w humidorze z cygarami – o boziu i na koniec brzoza – której aromat jest po prostu idealny do tego zestawienia
  • baza to vetiver, skóra i jałowiec

Mogłabym się upajać tym zapachem. Gdyby nie fakt, że on absolutnie nie podoba się mojemu mężowi mogłabym go codziennie oblewać tym zapachem, a potem wdychać go godzinami. Pozostaje mi jednak myć się i kąpać w nim do woli. 

Jest to kwintesencja elegancji i klasyki wśród męskich zapachów. To kompozycja dla dorosłego faceta, który zna swoją wartość, ma pozycję, a garnitur to jego druga skóra. To też facet, który otworzy i przytrzyma Ci drzwi, a jak trzeba to w Twojej obronie da komuś w twarz. 

I absolutnie mi to nie przeszkadza – prawdziwa kobieta może pachnieć dokładnie jak chce!

Molton Brown Geranium Nefretum – dość ciekawa lekko mroczna kompozycja. Zupełnie nietypowa i nietuzinkowa z delikatnym wskazaniem na męską publikę.

Nuty

  • głowa – liście figowe i bergamotka
  • serce – geranium i jaśmin – ten ostatni bardzo delikatnie wyczuwalny, ale dodający takiego lekko duszącego pudrowego klimatu
  • baza – laudanum czyli ciemna żywica, oakmoss czyli porosty i drzewo sandałowe

Moje pierwsze wrażenie najkrócej możnaby skwitować hasłem meh, ale z czasem doceniłam tę mieszankę. Jest momentami lekko nijaka by później pokazać swój indywidualny charakter. Nie dla każdego i na pewno nie jest to typowy bestseller. Raczej dla panów, ale jako piana w wannie, a nie produkt do mycia może nas przenieść do spokojnego jesiennego lasu wieczorową porą.

Ostatnie dwa zapachy to dla odmiany raczej damskie klimaty. Napisałam raczej, ponieważ Molton Brown Fiery Pink Pepper pomimo swojego wściekle różowego koloru w butelce zasługuje w pełni na miano unisex.

To zapach absolutnie nietypowy, a różowy pieprz i gałka muszkatołowa, aż kręcą w nosie. Ewidentnie ostry i bardzo pobudzający żel – idealny do porannej wizyty pod prysznicem. 

Nie będzie to mój top pick jeśli chodzi o ofertę marki, zresztą już ostrzę sobie pazurki na kolejne zapachy, ale używanie go w żadnej mierze nie będzie dla mnie przykrością. Jest zresztą jednym z bestsellerów. Polecam wszystkim tym, którzy w kąpieli szukają czegoś nietypowego, nowatorskiego co nie może być dalsze w odbiorze od tzw. babcinego mydła. 

Molton Brown Delicious Rhubarb and Rose to ostatni z produktów do kąpieli, o którym dziś Wam napiszę. Obie buteleczki 100ml znalazłam w kalendarzach adwentowych: w opisywanym kalendarzu od LookFantastic oraz w tym od Cult Beauty. Nie jestem ani trochę zła na tę powtórkę, bo ten zapach jest po prostu cudowny.

  • głowa to wg producenta aromat tarty rabarbarowej – dla mnie jednak to klasyczny kompot rabarbarowy, świeżo łamane i obierane łodygi, krojone i wrzucane do wody, a potem ten zapach, który unosi się w całym domu. Klimat wakacji u cioci na wsi, albo babcinej kuchni
  • w sercu znajdziemy bardzo delikatną różę, która stanowi tak genialną parę z rabarbarem, że aż dziw, że jakoś wcześniej nie widziałam takiego połączenia. Róża zmienia ten kwaskowaty rabarbar w perfumiarski majstersztyk. Nadaje mu elegancji. To trochę tak jakbyśmy z tym kubkiem rabarbarowego kompotu usiedli na ganku przed domem, gdzie pod oknami rosną całe krzewy różane, a w alejkach różanego ogrodu przechadzają się panie w długich sukniach w koronkowych rękawiczkach i z białymi parasolkami chroniącymi je przed słońcem…
  • baza – to kojące piżmo, idealne „uziemienie” tej delikatnej i zwiewnej kompozycji. 

Ultra przyjemny wiosenno-letni bukiecik. Polecam wszystkim tym, którzy chcieliby się na chwilę przenieść w pełen błogostan.

Na pierwszym zdjęciu widać jeszcze jeden produkt marki, który kupiłam jako „zapchaj dziurę” do jakiegoś zamówienia na Cult Beauty, żeby nie płacić kosztów przesyłki.

Jest to Molton Brown Puryfing Shampoo with Indian Cress – oczyszczający szampon do włosów z indyjską rzeżuchą.

Tak jak żele okazał się być nie tylko doskonały do przetłuszczających się włosów zarówno mojego męża jak i naszej nastolatki. Ona użyła go 3 razy, On regularnie od ponad miesiąca i jak widać na zdjęciu ubyło nawet nie pół butelki.

Piszę o nim z jeszcze jednego powodu – dużo naprawdę dużo bym dała za to, żeby był dostępny żel do kąpieli o zapachu tego szamponu.

Aromaty wiciokrzewu, jaśminu i drzewa sandałowego dają razem absolutnie obłędną mieszankę, która jest ciepła i słoneczna jednocześnie. Odrobinę kojarzy mi się z aromatem jednej serii kosmetyków z Oriflame o ile mnie pamięć nie myli z mlekiem i miodem, ale dużo subtelniejsze i mniej mleczne.

I to by było na tyle jeśli chodzi o Molton Brown na dziś – sądzę, ze szybciej niż później coś nowego wleci od nich do naszej łazienki.

Ja znikam do wanny i kąpieli w bąbelkach – tak sobie sama narobiłam ochoty na ten babciny kompot z rabarbarem, że wybór może być tylko jeden.

Cudownej niedzieli – odpoczywajcie i ładujcie baterie na kolejny tydzień, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie będzie się działo. 

Ściskam mocniasto 

Do następnego

Patrycja 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cww trust seal