Marzenia do spełnienia czyli kupiliśmy nasz pierwszy dom…
Choć napisałam w tytule pierwszy jestem prawie pewna, że jednocześnie ostatni – myślę sobie o nim z angielska – Our forever home.
Za każdym razem gdy wracam z miasta i podjeżdżam pod niego mam takie poczucie, że o mamoooo – ja tu mieszkam, ale ekstra.
Ale, ale – od początku…
Wreszcie mogę Wam opowiedzieć i pokazać co zaprzątało przez ostatni prawie rok moją głowę i dlaczego tak mało było mnie na blogu i na moim Instagramie – no może poza relacjami – te są zapisane i możecie do nich zajrzeć choćby teraz – Zapraszam.
Zacznę od tego, że NIGDY nie ma i serio nigdy nie będzie dobrego momentu na taką inwestycję/wydatek. Z perspektywy czasu oczywiście uważamy, że moment był de facto idealny, patrzymy na ciągle rosnące ceny absolutnie wszystkiego i myślimy sobie, że gdybyśmy tego nie zrobili wtedy byłoby nam teraz jeszcze trudniej i pewnie byśmy się nie zdecydowali. Z kolei gdybyśmy się zdecydowali wcześniej zapłacilibyśmy mniej. I tak można sobie mówić bez końca.
Myśl o domu chodziła nam po głowie od jakichś 2 lat i zdecydowanym orędownikiem takiego wyjścia był mój mąż. Ja jeszcze pół roku przed zakupem pukałam się w czoło i mówiłam kategorycznie NIE.
Tak więc tu nikt absolutnie Wam nie pomoże – albo się decydujecie albo nie.
Czasem po prostu trafi się jakaś super okazja, ktoś wyjeżdża i sprzedaje, coś buduje się w końcu w Waszej wymarzonej lokalizacji, pojawia się kolejny mały człowiek w życiu, albo zamykają lasy – To był jeden z takich bodźców, który zadziałał na mnie. Covid-19 i wszelkie związane z nim obostrzenia spowodowały, że chciałam się wydostać z „więzienia”, którym stało się bardzo lubiane przez nas mieszkanie. Wizja ogródka w którym w bezpiecznej odległości i na świeżym powietrzu będę mogła spotkać się z innymi ludźmi, a nie tylko wisieć z nimi na telefonie była bardzo kusząca.
W całym tym cyklu dotyczącym naszego domu będą pojawiały się pewne złote myśli/rady – nazywaj to jak chcesz. A oto pierwsza z nich:
Zakładając budżet na wykończenie deweloperki dodaj do niego ok 40-50% i tyle mniej więcej, a raczej niestety więcej wydasz!
Mieszkałam wcześniej w tylu mieszkaniach, że aż samej mi ciężko w to uwierzyć (na palcach obu rąk policzyć się nie da;) Kilka z nich urządziłam sama od zera i nic z wcześniejszych remontów nie przygotowało mnie na to co wiąże się z urządzanem i wykańczaniem domu.
Na pewnym etapie zastanawialiśmy się bardzo co pierwsze uda się wykończyć – dom czy nas.
Dom to absolutnie inny level i myślenie, które miałam w głowie po kilku remontach mieszkań pt. to tylko trochę więcej ścian i sufitów jest bardzo dalekie od rzeczywistości.
Ponieważ jestem typowym i klasycznym mieszczuchem nie potrzebuję działki 1500-3000m2. Nie chciałam mieszkać też w żadnej głuszy niezależnie od tego jak pięknej, bo przez najbliższe 10 lat nie chcę robić za szofera mojego dziecka przy każdym wyjściu do kina, na basen czy imprezę urodzinową. Ładna okolica jest dla mnie ważna i przysłowiowy rzut beretem od domu mam ciągnące się piękne pola (patrz zdjęcie), ale wyjeżdżając w drugą stronę z osiedla mam raptem 1km i dostęp do całej niezbędnej infrastruktury – sklepów, piekarni, dyskontów, najlepszego rybnego w mieście 😉 i kilku sensownych restauracji.
Poza tym co napisałam tu poniżej wypunktuję Wam powody przyświecające podjętej przez nas decyzji – może o kilku nie pomyśleliście i przydadzą się do podjęcia waszej o zakupie deweloperki :
- Panicznie boję się sytuacji, że gdy coś złego się stanie – pogotowie czy straż dojadą jak już będzie po przysłowiowych „ptakach”
- Znamy ludzi, którzy regularnie się spóźniają, a czasem nie dojeżdżają do pracy, bo ich zasypało, bo trasa przez zjawiskową okolicę z jelonkami, sarnami etc. okazuje się nieprzejezdna na okoliczność śniegu czy sporych ulew :/
- Lubię kina, galerie – miejską infrastrukturę i bliskość przyjaciół, którzy nie zawsze są zmotoryzowani
- Na tzw. wygwizdowie, żeby nie napisać dosadniej – działki pod budowę domu są czasem tańsze, ale i to nie bez powodu – albo długi dojazd do miasta, albo trzeba załatwić jeszcze tonę pozwoleń i innej papierologii, a to kosztuje czas, bardzo dużo czasu i jeszcze więcej pieniędzy
- Jestem wygodnicka i niecierpliwa (gdyby ktoś jeszcze mnie nie znał 😉
- Sporo znanych nam ludzi, którzy się pobudowali kończyła tak, że przez pierwszy rok, dwa, a czasem 5 mieszkała w jednym wspólnym salonie z kuchnią plus łazienka, a na górze hulał wiatr, bo kasy brakowało na wszystko – na ocieplenie, na tynki, podłogi, kolejne łazienki etc. – Wprowadziliśmy się tu w listopadzie, miesiąc w miesiąc ładujemy $ w rzeczy, o których nie pomyśleliśmy, że będą tak dużym wydatkiem – zasłony, rolety rzymskie, albo zabudowa biblioteki, o ogrodzie nawet nie wspomnę, bo to materiał na zupełnie osobny post.
- Trzeba brać pod uwagę fakt, że sytuacja na rynku zmienia się bardzo dynamicznie – teraz ceny drewna i wielu produktów są lekko porażające, stopy procentowe też rosną w zastraszającym tempie, dostępność rzeczy jest utrudniona – np. o tym dlaczego mamy lodówkę z ekspozycji dowiecie się trochę później kiedy już przejdę do urządzenia domu
- Nie braliśmy w ogóle pod uwagę domów z rynku wtórnego poza jednym – naszego znajomego – tam zadecydował praktycznie brak garażu i miejsc parkingowych (nigdy więcej stawania na ulicy, na zasadzie kto pierwszy ten lepszy) Główne powody to bardzo wysokie opłaty notarialne, niejednokrotnie konieczność wymiany instalacji zarówno elektrycznej jak i wodno-kanalizacyjnej, nie ma opcji trafić na dom idealny, który nie potrzebuje zmian, a wyburzanie ścian, stawianie ich od nowa to 2 razy tyle czasu i 3 razy tyle pieniędzy.
Zatem nie pozostało nam nic innego jak dom lub segment na osiedlu zamkniętym.
Wspólna i spójna zabudowa oraz infrastruktura – drogi dojazdowe, chodniki, latarnie etc., i nadal w mieście choć przynajmniej na razie uber eats nie dojeżdża 😉
Kolejny ważny punkt – kiedy już wiedzieliśmy, że idziemy w stronę deweloperki to dom gotowy do odbioru czytaj nie kupujemy dziury w ziemi (wtedy ofkors jest znacznie taniej, ale za to mamy ryzyko choćby bankructwa dewelopera, czy brak odbioru technicznego inwestycji – taka sytuacja miała miejsce w bloku wybudowanym niedaleko nas – ludzie utopili pieniądze, a teraz będą spędzali czas na bieganiu po sądach)
I tak oto wylądowaliśmy na osiedlu, którego fragmenty widzicie na zdjęciach. Wszystkie zostały zrobione w czasie kiedy ostatni etap osiedla był na ukończeniu, odbiory poprzednich etapów zakończyły się sukcesem i kilka z nich było już zamieszkanych.
W otulinie lasu znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi. Według mnie dom i mieszkanie kupuje się sercem i albo wiesz od razu, że to ten albo nie.
Teraz w kilku zdaniach i zdjęciach pokażę Wam co u nas ostatecznie przesądziło o zakupie domu i czego zabrakło (ale nie można mieć wszystkiego, no chyba, że bardzo się chce 😉
- Garaż – na dwa samochody z już wyłożonym kostką podjazdem (czytaj dodatkowe 2 miejsca parkingowe np. dla gości), automatyczna brama – rewelacyjne ułatwienie za które nie musieliśmy dodatkowo płacić. W 9/10 przypadków w oglądanych wcześniej domach było tylko miejsce na garaż czytaj – tu sobie pan wybuduje wiatę, garaż – co pan sobie życzy. A w naszym garażu są 2 grzejniki, osobne przyłącze wody do podlewania ogrodu, 2 okna i bezpośrednie wejście do domu.
2. Śmietnik – nie śmiejcie się – nasze śmietniki są po prostu ładne (ten na zdjęciu nie ma jeszcze dachu). Jednak najważniejsze to fakt, że każdy ma swój własny, a to oznacza, że nikt nam nie naświni, nikt nie będzie niczego rozrzucał albo kładł worków obok. Nie będzie też ultra frustrującej sytuacji ze śmietnika pod blokiem – wrzucanie kartonów w całości i cały kosz zajęty.
3. Taras – Nad garażem mamy 35m2 tarasu – jak widać wyłożony deską tarasową razem z przeszkloną barierką plus balkon młodej 5m2 – też już w pełni ogarnięty. Już się nie mogę doczekać ciepłych wieczorów pod kocykiem przy ogniu z bio kominka. Na razie mieliśmy tylko okazję ubrać je w światełka na Święta. Zachody słońca wyglądają mega, a szum drzew jest kojący. 35m2 to więcej niż nasze pierwsze wspólne mieszkanie – jest co zaaranżować. 🙂
4. Przeszklenia i przestrzeń – już na jednym z wcześniejszych zdjeć widzieliście wielkie okna, które tworzą praktycznie całą szklaną ścianę. Nie wiem na ile zdjęcia są w stanie oddać to co widzimy za każdym razem gdy wchodzimy do domu – przestrzeń. Na dole nie ma praktycznie ścian, a salon (zdjęcie 1) i jadalnia (zdjęcie 2) to wspólne ok 35m2. (zdjęcie 3) to częściowo zamknięta kuchnia (brakuje mi spiżarni, ale ten problem dało się rozwiązać) i część przedpokoju.
Oczywiście chcieliśmy kupić dom wolnostojący, jednak moment w którym decydowaliśmy się na zakup (a jak wspominałam – nigdy nie ma dobrego) był czasem kolejnych, dość drastycznych wzrostów cen. Jesteśmy rodziną 2+1 więc dla naszej trójki i 2 kotów 161m2 to więcej niż trzeba. Z kolei wolnostojące domy są większe o 20m2 za to ich cena jest wyższa o „jedyne” pół miliona – a to już różnica zaporowa – mniej, sporo mniej wydaliśmy na wykończenie.
Zatem wybór był prosty i tak oto wspomniane 161m2 domu + 310m2 ogródka stało się naszym domem – mamy bliźniaka 🙂
Kolejna część sagi o nowym domu już niedługo zatem stay tuned 🙂
Do następnego
Patrycja
PS. Jeśli jest coś o czym chcielibyście przeczytać w tym cyklu dajcie proszę znać.