Travel

Wenecja czyli część I idealnej destynacji na rocznicę…

Od dawna męczyłam mojego męża, żebyśmy wybrali się do miasta miłości, ale jak to mawiają – jeśli mężczyzna powie, że coś zrobi to zrobi i nie trzeba mu co pół roku przypominać 😀

Myślę, że czekał po prostu na idealny moment. W ramach niespodzianki na 15 rocznicę ślubu (dla ciekawych to kryształowa) zarezerwował lot i hotel. 

Ci z Was, którzy śledzą mnie regularnie na Instagramie, (pozostałych gorąco do tego zachęcam – dużo można się o mnie dowiedzieć z Instastories) wiedzą, że podróż do Wenecji nie odbyła się bez niespodzianek, opóźnień już na lotnisku w Łodzi, a później w Monachium i dotarliśmy na miejsce na tyle późno, że mieliśmy jedynie ochotę na kolację, prysznic i sen.

Ważne : to będzie długi post z ogromną ilością zdjęć 😉 a to tylko pierwsza część.

Hotel okazał się idealny pod wieloma względami – lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Przede wszystkim fakt, że taksówką z lotniska podjeżdża się bezpośrednio do hotelu (40€ stała stawka), bez konieczności płynięcia gdzieś z bagażem. Po drugie w odległości może 200m – 3 min. spacerem jest wielki przystanek autobusów wodnych przy tzw. szklanym moście, a praktycznie przed hotelem wielka pętla autobusowa i tramwaje.

AC Hotel Venezia by Marriott to mały hotel, który pomimo swojego nowoczesnego wyglądu idealnie pasuje do okolicy, jest pełen przeszkleń i choć 3* wydaje się być bardziej 4* – myślę, że brak tej jednej gwiazdki zawdzięcza głównie temu, że ma bar zamiast restauracji. Na kolację dostaliśmy w nim dobrą Caprese i świetną lasagne choć, pan uprzedzał, że to jednak nie restauracja. 

Dodatkowym atutem w przypadku naszej podróży (proszę tu na mnie nie krzyczeć) był brak dzieci w hotelu – myślę, że jest to głównie spowodowane faktem, że mają tylko 2 osobowe pokoje. Sami jak wiecie mamy córkę,  jednak doceniamy to, że nie zabierając Jej ze sobą inne dzieciaki nie latały obok nas z krzykiem.

To co jako pierwsze rzuciło się nam w oczy to fakt jak czysta jest woda w kanałach – zarówno tych małych jak i na bardziej otwartej przestrzeni.

Na zdjęciu poniżej widać przystanek wodnego autobusu i sam autobus, który właśnie dobija do niego. Niesamowite wydało mi się również to, że zarówno przystanki jak i same autobusy są „niezniszczalne” – ilość uderzeń, otarć i innych tego typu „atrakcji” naprawdę wprowadzała mnie w stan głębokiego podziwu dla ich wytrzymałości 😉

Czy Wenecja jest droga? – Jest, ale można spokojnie poczuć jej klimat bardzo „low costowo” – gdyby nie fakt, że nie na tym polegała ta nasza podróż, to w zasadzie mogłabym całymi dniami po prostu pływać tymi autobusami zmieniając linie, wsiadać i wysiadać i wchodzić najlepiej w te nie oblegane bramy i uliczki.

Wykupiliśmy 3-dobowe bilety – każdy za 40€ przy czym 1 doba to 20€, a kolejne o 10€ więcej.

Pałac Dożów i dzwonnica Św. Marka

Z pełną premedytacją postanowiliśmy nie zaliczać po kolei wszystkich „must see” zabytków tylko chodzić sobie gdzie chcemy, kiedy chcemy i cieszyć się własnym towarzystwem, dlatego mało tu będzie zdjęć rodem z przewodnika.

To była pierwsza kamienica jaką zobaczyłam po zejściu na brzeg - te pozamykane okiennice na żywo robiły niesamowite wrażenie.

Gondole tak jak i kamienice są wszędzie, mostki, mosty i mosteczki również. Niesamowite jest to, że Wenecja wygląda tak w całości. Nie ma tam jednego placu, jednej dzielnicy – idziesz i znajdujesz się w całkiem innym świecie – to robi chyba największe wrażenie.

Pałac Dożów i kawiarenka w której usiedliśmy wypić espresso.

Zakochiwałam się w tym mieście z każdym krokiem i każdym detalem. Podczas przerwy na kawę zrobiłam zdjęcie sufitowi w podcieniach tej kawiarni, filiżanka ze zdjęcia powyżej była przesłodka, a kawa jak na prawdziwe włoskie espresso przystało rewelacyjnie mocna i aromatyczna.

Te wszystkie szczegóły jak kołatki czy dzwonki do drzwi były takimi małymi dziełami sztuki, które wiele osób omijało w pogoni za odhaczaniem kolejnych miejsc do zobaczenia.

Tę rzeźbę znalazłam w bramie prowadzącej na posterunek policji i
jednocześnie w punkcie pierwszej pomocy.

Wiem, że nie sposób oddać do końca klimat tego miejsca na stronach tego posta, ale mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba 🙂

Maski we wszystkich kolorach i fakturach to oczywiście poza gondolami znak firmowy Wenecji - te metalowe albo koronkowe podobały mi się najbardziej.

Weszliśmy w kolejny nie zapchany ludźmi prześwit i znaleźliśmy uroczy mostek z którego widać było jeszcze jeden znacznie bardziej urokliwy, który łączył ze sobą dwie kamienice i nie był dostępny dla turystów.

Nasz prawdziwie pierwszy dzień w Wenecji dobiegał końca więc udaliśmy się na przystanek, żeby popłynąć do hotelu i gdzieś w jego okolicy zjeść kolację.

Gdy płynęliśmy linią 2 w stronę hotelu, wysiedliśmy przy moście Rialto, gdzie ten dzień pożegnał nas jednym z najpiękniejszych zachodów słońca jakie mogłam sobie wymyślić.

Feria barw i tętniące życiem knajpki wzdłuż kanałów mają niesamowity i bardzo specyficzny klimat. Masy ludzi którzy przechodzą obok stanowią całkiem ciekwe kolorowe tło dla aromatów jedzenia, stuknięć kieliszków z Aperolem, rozmów i swobody.

Gdy zrobiło się już całkiem ciemno, a most Rialto zmienił się w majestatyczną wręcz budowlę, poszliśmy z powrotem na przystanek.

Tak się podróżuje w środku wodnego autobusu - tu wyjątkowo pusto 😉 dlatego mogliśmy spokojnie usiać na zewnątrz i chłonąć dźwięki miasta i wody obmywającej boki naszego środka transportu.
Po przekroczeniu tego mostka nad kanałem za naszym hotelem dotarliśmy do ...
pewnej trattorii, w której kolację jedliśmy w czasie naszego pobytu dwa razy - bo jedzenie i obsługę miała wyjątkową.
Najlepsza flądra i okoń morski na świecie, a caprese z prawdziwą mozarellą z mleka bawolic to klasyka sama w sobie - mniam.
Bez tego człowieka ta trattoria straci chyba cały blask - to kelner z klimatu tych co patrzą na człowieka i wiedzą czego im trzeba i nie jest to kolejna pasta <3

Po tak pysznej kolacji nie pozostało nam nic innego jak tylko pójść pod prysznic i zasnąć w ramionach Morfeusza.

Mam nadzieję, że ten post przypadł Wam do gustu – dajcie znać czy już tam byliście, a może dopiero się wybieracie.

Ja dziś się już z Wami pożegnam i zapraszam na kolejną odsłonę Wenecji tym razem z niespodzianki w niespodziance, którą przygotował w dzień rocznicy mój mąż.

Do zobaczenia

Patrycja

Na deser 😉 jeden z lepszych fartuszków jakie widziałam 😉

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cww trust seal