Makijaż,  Pielęgnacja

Luksus w czystej postaci czyli pielęgnacja i makijaż z Sisley w roli głównej…

Moja przygoda z paryską marką Sisley rozpoczęła się od zapachu Sisley Izia.

Dla mnie ta kompozycja jest jedną z najpiękniejszych jakie miałam okazję na sobie nosić. Opiera się na aromatach róży, ale dla mnie nie ma nic wspólnego z klasycznymi różanymi perfumami za którymi nie przepadam. Drzewne nuty w połączeniu z piżmem dają mu coś nietypowego i pięknego. Wspólnie tworzą zaskakująco delikatną wiosenno-letnią energetyczną mieszankę pełną magii.

Zakochałam się w nich o pierwszego wejrzenia i nie minęło wiele czasu gdy próbkę zamieniłam na flakonik w którym zamknięto ten wibrujący ogród.

Pomimo wielkiej miłości z Izią do pielęgnacji od Sisley podchodziłam z dużym dystansem. Nie ukrywam, że kwestie finansowe odgrywały tu znaczącą rolę – choć doceniam i lubię dobre i często drogie kosmetyki, zawsze znajdowałam dla siebie coś co było doskonałe, ale nie rujnowało mojego portfela.

Pewnego dnia zostałam zaproszona na warsztaty pielęgnacyjne do Douglas Galeria Łódzka właśnie z tą marką. Odbywają się one cyklicznie w każdym większym mieście i warto z nich korzystać.

Po pełnym rytuale pielęgnacyjnym z masażem twarzy kosmetykami Sisley i całkiem sporą lekcją na temat historii rodziny d’Ornano założycieli firmy, dokonałam pierwszych moich zakupów i tu małe zaskoczenie – kolorówki.

Mam w swojej kolekcji kilka róży do policzków, ale Phyto-Blush Twist w kolorze 1 – Petal jest moim faworytem. Wzbogacony olejkiem kameliowym i shea nawilża i co ważniejsze nie zatyka porów, ani też niczego nie podkreśla. Pomimo swojego ultra jasnego odcienia daje delikatny dziewczęcy rumieniec, który idealnie nadaje się do typowych dziennych makijaży. Nie ma szansy zrobić sobie nim krzywdy. Choć jest w stick’u jego formuła zamienia się w pudrową w kontakcie ze skórą, pięknie się z nią scala i daje się stopniować jeśli dołożymy kolejną warstwę. Zazwyczaj wprasowuję go w policzki blenderem, którym robiłam resztę makijażu twarzy.

Moja teściowa, która nie maluje się prawie w ogóle, regularnie go stosuje i jest w trakcie zużywania drugiego opakowania tyle, że w nr 6 – Passion.

Phyto-Lip Twist w kolorze 18 – Tango jest kremową pomadką i błyszczykiem w jednym. Jest też jedynym kosmetykiem, na którym się trochę zawiodłam. Szminka aplikuje się bardzo przyjemnie i łatwo, ma obłędny głęboki czerwony kolor, który poprawia mi nastrój jak mało co.

Niestety nie estetycznie się „zjada” i za te pieniądze spodziewałabym się czegoś znacznie lepszego. Od czasu do czasu jej używam, ale nie jest moim „go to” kosmetykiem do ust. Z czystym sumieniem nie mogę jej polecić.

Całkiem niedawno swoja premierę miał podkład Phyto-Teint Ultra Eclat i okazał się on nie tylko strzałem w 10, ale także pierwszym podkładem marki, którego formuła mi odpowiada. Poprzednie wersje były dla mnie zbyt bogate i „tępe” podczas aplikacji – probowałam różnych metod nakładania, baz, bez baz – nic mi nie pasowało.

Phyto-tient Ultra Eclat jest idealny i cudowny pod każdym względem – jego formuła jest lejąca, ale daje doskonałe krycie, które można stopniować. Cudowny naturalny efekt rozświetlonej cery i aksamitne wykończenie sprawiają, że to produkt IDEALNY i z dnia na dzień stał się moim ulubieńcem, detronizując podkład Luminous Silk Foundation od Armaniego.

To mój pierwszy taki zakup po jednorazowej aplikacji testowej wersji. Dla mnie 12/10! Jutro wylatujemy świętować naszą 15 rocznicę ślubu i jest to jedna z niewielu rzeczy, która bezapelacyjnie MUSI się znaleźć w bagażu 😀

Warto wspomnieć, że wszystkie kosmetyki marki mają ultra pielęgnujące właściwości oparte na roślinnych ekstraktach. Czy można sobie wyobrazic lepsze połączenie niż makijaż, który jednocześnie dba o naszą skórę?! 🙂

A teraz przyszła pora na prawdziwą gwiazdę tego wpisu, a mianowicie Sisley Double Tenseur.

Jak na gwiazdę przystało nie było tanio. Powiem więcej – nie licząc perfum to autentycznie najdroższy kosmetyk w mojej kolekcji. NIE żałuję ani jednej złotówki, którą na niego wydałam. 

Choć jest to produkt znany już od jakiegoś czasu, nigdy nie brałam go pod uwagę. Jednak ilość peanów na jego cześć, powielane polecenia i zachwyty od takich guru jak Jeffree Star zrobiły swoje i kupując Phyto-Teint Ultra Eclat poprosiłam o próbki. 

To co ten kosmetyk robi ze skórą nie może być nazwane inaczej niż magią – to prawdziwe najprawdziwsze „żelazko” do cery. Lifting jest natychmiastowy i bardzo widoczny. Zapach przypomina trochę chatkę zielarki, ale bardzo szybko się ulatnia – najwyraźniej ilość składników pochodzenia roślinnego jest naprawdę ogromna i zważywszy właśnie na ich mnogość nie będę ich tu wymieniać – ( w każdym „wyboldowanym” linku znajdziecie wszystkie potrzebne informacje).

Kiedy poprosiłam o próbkę w/w podkładu wzięłam kilka miniaturek tej emulsji i gdyby nie fakt, że w czasie zakupu podkładu nie było go na stanie w salonie od razu wróciłabym z oboma kosmetykami do domu. 

Nie jestem w stanie słowami wyrazić perfekcji tej emulsji. Poza wcześniej opisanymi cudami rewelacyjnie przedłuża trwałość każdego stosowanego z nim podkładu i kiedy wczoraj późnym wieczorem odwiedziła mnie znajoma, powiedziała, że wyglądam jakbym makijaż robiła maksymalnie godzinę wcześniej, a ja miałam go na sobie ok 10 godzin. Niech to wystarczy za rekomendację, a jeśli nie to to może zdjęcie poniżej, na którym specjalnie nie użyłam korektora do moich dość silnych przebarwień nad górną wargą i pod oczami.

Zarówno podkład jak i emulsja stanowią duet idealny i gdybym musiała zrezygnować ze wszystkich innych moich kosmetyków tego typu, nie uroniłabym ani jednej łzy, co nie znaczy, że moje poszukiwania i eksploracja beauty uniwersum na nich się zakończy.

Mam nadzieję, że znalazłyście w tym wpisie coś ciekawego dla siebie. Chętnie dowiem się czy Wy macie już TEN jeden produkt, który mógłby zastąpić Wam inne do tej pory wypróbowane kosmetyki niezależnie od ich półki cenowej – bo jak widać choćby po opisywanej tu pomadce nie wszystko co drogie znaczy dobre.

Pozdrawiam ciepło 

Patrycja

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cww trust seal