Mini Lancôme czyli co znajdziesz w mojej kosmetyczce na krótki wypad…
Jednym z największych problemów każdej kobiety jest pakowanie. Po pierwsze dlatego, że zawsze to walizka jest za mała! Po drugie dlatego, że On marudzi zanim jeszcze zacznie upychać to wszystko do bagażnika i komentować każdą parę butów, torebkę etc.
Od dawna staram się jak mogę by kosmetyki nie zajmowały połowy mojej walizki i muszę przyznać z niejaką satysfakcją, że z biegiem lat (niedługo będę mogła zacząć podśpiewywać sobie jeden z serialowych hitów lat ’80) dochodzę do coraz większej wprawy. Producenci kosmetyków perfumeryjnych zaczynają wychodzić nam naprzeciw, szkoda tylko, że głównie na bezcłówkach.
W czasie doskonalenia umiejętności minimalistycznego pakowania okazało się, że moją ulubioną marką w przypadku mini kosmetyków jest Lancôme. Zawsze lubiłam kompletne zestawy – zazwyczaj wszystko do siebie pasuje i tak jest w tym przypadku choć nic z tego co Wam tu pokażę nie było kupione razem.
Od dawna szukałam toniku idealnego i jak wiecie chyba go znalazłam – mowa tu o La Mer The Mist o którym pisałam m.in. w ulubieńcach 2019. Jednak wyjeżdżając na kilka dni i chcąc zabrać mniejszą ilość rzeczy liczy się rozmiar i tu z pomocą przychodzi Lancôme Confort Tonique – niestety jego wersję podróżną udało mi się dostać jedynie na bezcłówce Aelia Duty Free (niektóre z nich znajdują się jeszcze przed odprawą paszportową więc niekoniecznie trzeba gdzieś lecieć i można też zamówić on-line)
Zarówno tonik jak i mgiełka Lancôme Rose Milk Mist przeznaczone są do każdego typu cery w szczególności tej przesuszonej. Oba kosmetyki mają dość ciekawą formułę przypominającą trochę mleczko.
W składzie znajdziecie wodę różaną, która odświeża, oczyszcza skórę, tonizuje, reguluje wydzielanie sebum, nadaje cerze blask, nawilża skórę przywracając jej naturalną równowagę, regeneruje skórę wrażliwą, przesuszoną ze skłonnością do pękających naczynek i jest ceniona za właściwości odmładzające. Pozostałe 3 główne składniki to kwas hialuronowy, miód akacjowy i olej ze słodkich migdałów.
Oba uwielbiam właśnie na wyjazdach – dają delikatny glow na skórze i natychmiastowe uczucie nawilżenia. Równie ważne jest to, że nie zapychają. Tonik z powodzeniem może być używany jako płyn do demakijażu choć ja tego nie próbowałam, natomiast zdażyło mi się go nałożyć na twarz samymi opuszkami palców i nie przeszkodziło mu to w działaniu. Z kolei Lancôme Rose Milk Mist może być stosowana jako produkt wykończeniowy do makijażu, tonik oraz jako mgiełka silnie nawilżająca. Różany delikatny aromat to dodatkowy bonus 😉
Wszelkiego rodzaju wyjazdy są dla mnie idealnym momentem na poznawanie nowych zapachów.
Praktycznie po każdej wizycie w perfumerii, butiku czy przy okazji zamówień on-line dostaję próbki. Znacie mnie już na tyle, że wiecie jak dużą wagę przywiązuję do tego czym pachnę. Jednak wyjazdy typowo urlopowe czy weekendowe, a nie biznesowe dają mi szansę na to by pachnieć „niespodziewanie”.
Staramy się wybierać hotele z basenem i jest to o tyle istotne w tej opowieści, że gdy testuję na sobie jakiś zapach od rana mam ten komfort, że jeśli coś mi nie odpowiada to mam gwarancję, że zniknie z mojej skóry po przedpołudniowej wizycie na pływalni. Jednocześnie po południu mam kolejną już szansę na testy 😉
Tym razem podczas ferii z przyjemnością powróciłam do Good Girl Carolina Herrera, których fanką stałam się praktycznie od momentu premiery – ale o nich napiszę w osobnym poście. Odkryłam zaś For Her Fleur Musc od Narciso Rodriguez – do tej pory nic z jego kompozycji nie chwyciło mnie za serce, a w tym przypadku ciesząc się, że mam jeszcze 1 próbkę w domu postaram się z nią poznać trochę lepiej. Nie wiem jeszcze czy na stałe zagości w mojej kolekcji, ale w najmniejszym stopniu nie żałuję, że mogłam ją nosić.
Kontynuując wątek basenowy chciałam napisać, że zawsze po pływaniu czuję się „nieświeża” na twarzy. Długie przebywanie w wodzie nie jest dla naszej skóry obojętne ze względu na chlor, ozon czy sól w różnym natężeniu dlatego lubię zrobić sobie peeling. Najważniejsze, żeby był ultra delikatny i nie wysuszał.
TOP produktem do codziennego stosowania w tej kategorii jest drogeryjny Ziaja Peeling płatki róży. Kończę właśnie jego 6-7 opakowanie może 8 – straciłam rachubę. Jednak po basenie kiedy moja skóra jest już lekko podrażniona zależy mi na tej mega delikatnej formule. I tu cały na biało, a raczej na niebiesko wkracza Lancôme Exfoliance Clarté. Jest to produkt pełnowymiarowy, ale jego 100ml jest wielkością wielu minisów. Jest bardzo delikatny – praktycznie na palcach dłoni nie czujemy tych ścierających cząsteczek. Pachnie podobnie do AVON seria Minerały Morza Martwego – nie jest to mój ulubiony zapach, ale szczęśliwie nie utrzymuje się na skórze po spłukaniu za to zostawia skórę mięciutką, czystą i przygotowaną na dalszą pielęgnację. Z serii różanej wypatrzyłam już Lancôme Rose Sugar Scrub i myślę, że kiedy ten będzie już na wykończeniu, kupię go jako następny.
W ostatnim poście pisałam Wam o multi-funkcyjnej palecie japońskiego domu Shiseido. Jeśli macie w swojej kolekcji tego typu paletę to uważam ją za jedno z najlepszych rozwiązań na wszelkie wypady.
Do palety dołączamy kolejny niezbędnik czyli tusz – na stronach perfumerii dostaniecie masę różnych zestawów gdzie tak jak tu dostaniecie pełnowymiarową mascarę z mini płynem do demakijażu lub tu gdzie miniatura tuszu jest w zestawie z perfumami – opcji jest naprawdę wiele. Czasem są dorzucane w formie gratisów do zamówień – zawsze mam 2-3 sztuki w zapasie od różnych marek. Osobiście wolę Lancôme Hypnôse Volume-à-porter, ale ta w zupełności dobrze się sprawdza w takich okolicznościach.
Po całym dniu, popołudniu czy wieczorze przychodzi czas na demakijaż i po raz kolejny mini Lancôme Bi-Facil dwufazowy płyn do demakijażu sprawdza się w tej roli idealnie.
Pomimo faktu, że jest kosmetykiem dwufazowym nie daje mega oleistego uczucia na powiekach ani nie zostawia nieprzyjemnego tłustego filmu, za to rewelacyjnie radzi sobie z wodoodpornymi kosmetykami.
Ostatnim kosmetykiem, który zabieram ze sobą jest maska w płachcie. Zabiera mniej miejsca niż paczka jednorazowych chusteczek.
Idealnie sprawdza się po każdym locie samolotem kiedy skóra jest przesuszona jak i przed odlotem, żeby dać jej dodatkowy zastrzyk nawilżenia.Jest to też świetna opcja po kilkudniowych wizytach na basenie, przed randką czy jakąś bardziej wystawną kolacją.
Ponieważ jestem w trakcie robienia testów do rankingu zarówno właśnie tego typu maseczek jak i płatków pod oczy nie będę się zbytnio rozpisywać o Lancôme Genifique Hydrogel Melting Mask. Jedyne co napiszę to fakt, że w jednej takiej masce w płachcie znajduje się taka sama ilość ekstraktu z bifidobakterii jaka znajduje się w 30ml buteleczce serum o tej samej nazwie.
30 minut wystarczy do tego, żeby skóra była wyraźnie napięta i nawilżona, a my byśmy poczuły się jak po znacznie dłuższej i droższej wizycie w SPA.
U mnie doskonale sprawdziły się właśnie miniaturki od Lancôme co wcale nie znaczy, że minisy innych marek są gorsze. Nie mamy żadnych kłopotów z dostępnością zatem to tylko kwestiach naszych preferencji. Wszystkie te, które Wam tu pokazałam mogę z czystym sumieniem polecić.
Ciekawa jestem co znalazłabym w Waszych kosmetyczkach na krótki wyjazd? Macie jakieś swoje patenty, którymi chciałybyście się ze mną podzielić – jeśli tak to z wielką przyjemnością je poznam 🙂
Dopiero 3 dni po feriach, a ja już tęsknię za oderwaniem się od rzeczywistości i wypadzie na chwilę w góry, gdzie biało będzie może dłużej niż przez pół dnia 😉
Pozdrawiam ciepło i nie zapomnijcie wpaść do mnie na Insta po więcej zdjęć i instastories.
Do następnego
Patrycja
Jeden komentarz
Pingback: