Naturalne piękno i wewnętrzna harmonia czyli absolutnie błoga SelfCare Sunday z ESPA…
ESPA to nasze kolejne rodzinne, zeszłoroczne i kosmetyczne odkrycie 2020 roku.
Pierwsze produkty, które do nas trafiły znalazłam w box’ach LookFantastic w tym w 2 męskich edycjach MANKIND.
To brytyjska marka luksusowych kosmetyków naturalnych, która kieruje się holistycznym podejściem do pielęgnacji. Ich produkty, a właściwie filozofia skupia się na bardzo przyjemnych w aplikacji formułach, opartych na naturalnych aromatach, które wprawią Cię w doskonały nastrój. Jednak najważniejsze są długotrwałe i widoczne efekty pielęgnacji.
Tak jak pisałam Wam w poprzednim poście opcje takie jak vegan friendly czy cruelty free są dla mnie wartością dodaną, ale bardzo się cieszę, że to kolejna marka, która spełnia te wysokie standardy. Podoba mi się ich filozofia zmiany opakowań na znacznie bardziej eco friendly, plastikowe nakrętki zamieniane na kamienne, a plany na przyszłość są coraz bardziej ambitne.
Najwyższa pora przejść do napisania kilku słów na temat samych kosmetyków, po które sięgam kiedy potrzebuję dodatkowego wyciszenia, detoksykacji skóry czy po prostu dla tego uczucia, że dałam mojemu ciału coś ekstra.
Cały mój zachwyt nad produktami marki bierze się stąd, że teraz w czasie tego de facto wiecznie ciągnącego się lockdown’u moje nerwy bywają znacznie bardziej napięte niż bywało wcześniej. Kiedyś myślałam o takim siedzeniu w domu, jak o wiecznych wakacjach i uważałam to za spełnienie moich marzeń – idealnie pasuje tu angielskie powiedzenie – be careful what you wish for! I tu całe na biało wjeżdżają naturalne kosmetyki ESPA gdzie aromaterapia wchodzi na całkiem inny poziom, a moje nerwy są ukojone.
Pierwszym kosmetykiem, który tu opisze nie będzie wcale ten który jako pierwszy do nas trafił, ale jest bardzo przyjemny. ESPA Bergamot & Jasmine Bath and Shower Gel – to na pewno nie jest Molton Brown – choć połączenie jaśminu, bergamotki pomarańczy i imbiru daje bardzo sympatyczną kompozycję zapachową. Przede wszystkim formuła tego żelu nie zawiera mydła, a nadal przyjemnie się pieni. Doskonale sprawdza się w przypadku suchej skóry. Bardzo przyjemny produkt, ale jeśli nie trafię go w jakimś zestawie nie sądzę, żebym kupowała kolejną butelkę.
Pierwszym kosmetykiem, który wpadł nam w ręce był olejek do kąpieli ESPA Fitness Bath Oil Zachwyciliśmy się nim na tyle, że zaraz weszliśmy na stronę marki i sprawdziliśmy jakie inne jeszcze mają. Ten odpowiada za rozgrzewanie mięśni – doskonały po treningu jak i po całym dniu przed komputerem. Czułam się po nim autentycznie jak nowo narodzona.
Po lekturze ich poszczególnych właściwości i nut zapachowych nadal nie byliśmy w stanie zdecydować, który kupić jako następny.
I tu pojawiają się 2 zestawy, które widzicie na zdjęciu powyżej i poniżej.
Pierwszy z nich to zestaw olejków do kąpieli ESPA Bath Oil Collection w którym znajdziecie sześć 15ml buteleczek z 6 podstawowych grup nastroju. Dzięki temu bez wydawania fortuny mogliśmy podjąć świadomą decyzję na który z nich zdecydować się w pełnowymiarowej wersji. Wierzcie mi – jeśli spróbujecie na bank będziecie do nich wracać.
Na codzień używam najczęściej kosmetyków kąpielowych od Jo Malone London – będę o nich szerzej pisać w kolejnym selfcare sunday’owym wpisie. Alternatywnie Molton Brown o którym pisałam Wam ostatnio. Jednych i drugich używam dlatego, że cudownie pachną, są ekskluzywne i robią to co powinny czyli po prostu myją 😉
Tych używam kiedy oczekuję konkretnego i bardzo sprecyzowanego działania. To trochę jak porównywanie suplementów do faktycznych leków na konkretne dolegliwości – w tym wypadku również duszy.
Wśród tych olejków jak wspomniałam mamy 6 kategorii:
- Energising – tutaj pierwsze skrzypce gra mięta pieprzowa, kojący eukaliptus, oczyszczający rozmaryn i pobudzająca limonka – Idealny zestaw na szybkie obudzenie
- Fortyfing – przywracająca Cię do życia mieszanka drzewa herbacianego z eukaliptusem – idealna jako wsparcie kiedy masz spadek nastroju czytaj łapiesz przysłowiowego doła, jesteś pod presją albo po prostu dlatego, że Twojej selfcare brakuje jakiegoś „boost’a”.
- Restorative – to taki „przytulas w butelce” gdzie podobnie pachnące i lekko się uzupełniające olejki palmarozowy i z różanego geranium połączone zostały z olejkiem ze słodkiej pomarańczy i lawendy – odbudowują twój spokój i dają właśnie taki efekt jak po przytuleniu – niby nic, a od razu lepiej
- Soothing – jeden z moich ulubieńców. Znajdziecie w nim kadzidło, drzewo sandałowe, różane geranium i mirrę. Razem tworzą taki wyciszający prawie błogi efekt nie tylko dla ciała, ale przede wszystkim dla „głowy”. Kiedy nawiedza mnie tzw. „biegunka myślowa” kąpiel z tym olejkiem odpręża mnie jak mało co, a nadmiar rzeczy w mojej głowie umyka przed potężną falą spokoju. Autentycznie niesamowite.
- Positivity – jak sama nazwa wskazuje to dla odmiany „dobry nastrój” w butelce. Podnoszący na duchu aromat jaśminu, gardenii i różanego geranium w połączeniu z taką dawką energii pod postacią bergamotki i słodkich pomarańczy są zapowiedzią doskonałego dnia.
- Restful ostatni w tym zestawieniu jest dla mnie taką kołysanką i dla zmysłów i dla ciała. Wyciszająca lawenda, szałwia muszkatołowa i bergamotka napełniają Twoją łazienkę i twoje zmysły spokojem. Sen, który pojawia się później jest dużo bardziej spokojny i regenerujący.
Poza olejkami do kąpieli marka ma jeszcze w swojej kolekcji praktycznie tak samo wyglądający zestaw ESPA Body Oil Collection – czyli olejków do ciała i do masażu. Zdarzają się bardzo bardzo delikatne różnice w liniach zapachowych – np. w olejku do kąpieli, który Wam jeszcze za chwilę opiszę jest grejpfrut, a w wersji do ciała go nie ma, wszystkie pozostałe składniki bez zmian.
Są idealnym uzupełnieniem pięlęgnacji po kąpieli zostając w tej samej linii zapachowej z tym, że tu oczywiście zapach znacznie dłużej pozostaje na naszej skórze, dodatkowo ją nawilżając i odżywiając w sposób znacznie silniejszy niż ma to miejsce w kąpieli.
Jak już napiszę Wam tu po raz 2578 nie znoszę tłustego uczucia na skórze, więc te olejki są w użyciu przez mojego męża. Jestem jednak w stanie przyjąć założenie, że po zmieszaniu z optymalnie bezzapachowym balsamem do ciała mogą być dla tych z Was, którzy mają tak jak ja – całkiem do przyjęcia 😉
Olejek do kąpieli, którego nie ma w tym zestawie, a który całkowicie zawładnął moim sercem to ESPA Detoxifying Bath Oil który pachnie znacznie mniej „a’la chatka zielarki”, a bardziej jak rasowy kosmetyk do kąpieli – znajdziecie w nim cyprys, jagody jałowca i grejpfrut. Wychodzisz z wanny z poczuciem, że zostawiłaś za sobą cały ten brud i ciężar mijającego dnia. Genialny!
To jest zestaw najbardziej „sztosowych” gadżetów ever!
Mój mąż, który początkowo kręcił na nie nosem, jak zobaczył i spróbował kupił sobie swój zestaw – stąd 2 opakowania na zdjęciach 😀
Nie będę rozpisywać Wam tu nut zapachowych – wystarczy rzucić okiem na opakowanie i nazwy tych, które są w tym ESPA Pulse Point Collection zestawie zawarte.
Ja na swoim stoliku nocnym mam Soothing – często używam go przed snem, a czasem robię sobie mini inhalacje smarując wnętrze dłoni i wdychając ten kojący aromat. W torebce za to w tym eleganckim etui z ekologicznej skóry mam Energising.
Mój mąż też nosi jeden na dyżury do pracy – powiedział, że jest bardzo bardzo zadowolony. I powiem Wam, że to produkt absolutnie wieczny – używam i używam, a mam wrażenie, że absolutnie go nie ubywa.
R E W E L A C J A
ESPA Pomelo Lip Balm to przepięknie opakowany gadżet z cudownym o dziwo wcale nie brudzącym się lusterkiem.
Przede wszystkim zapach – połączenie olejków dzikiego mango, granatu i grapefruita dają absolutnie genialny zapach. I to jego należy uznać obok tego bardzo praktycznego mini lusterka za jego największą zaletę. Bo umówmy się – jest to balsam do ust jak jeden z wielu – znajdą się tańsze i równie dobre. Ale właśnie te pozostałe rzeczy robią z niego torebkowe cudowne wprost akcesorium.
Nie lepi się bardziej niż inne, odżywia i nawilża jak trzeba – po prostu dobry produkt, a przy okazji całkiem cute 😉
Pora na pielęgnację twarzy. Na pierwszy ogień biorę krem pod oczy ESPA 24hour Repleneshing Eye Moisturizer.
Oba kosmetyki są w użyciu przez mojego męża, a to głównie w związku z zapachem.
Jest rzeczywiście genialnie nawilżający, doskonale i szybko się wchłania. Znacząco poprawiła się widoczność cieni pod oczami. Kadzidło, mirra, neroli uzupełniają braki nawilżenia, a olej z gingko biloba chroni barierę hydro lipidową skóry i ją uzupełnia. I tu krótkie sprostowanie, bo zapach tego kremu pod oczy nie jest straszny, ale to krem mojego K. Ja mam inne i nie zamierzam mu zabierać.
Jednak w kwestii tego kremu do twarzy ESPA 24hour Balancing Moisturizer zapach to istna masakra 🙁 Jest tak ziołowo naturalny – po prostu okropny. W składzie znajdziecie: tymianek, rumianek i lawenda – działają kojąco. Bogate ekstrakty roślinne i irlandzki mech nawilżają i chronią bez zatykania porów. Idealny dla cer tłustych. Tekstura to marzenie każdego „kremomaniaka”, który lubi lejące takie prawie żelowe konsystencje. I u niego sprawdza się świetnie – ja jednak się do niego nie dotykam – już samo otwarcie słoiczka przyprawia mnie o mdłości :/ sorry not sorry.
I jeszcze jedna trochę wpadka.
K. zamówił dla mnie tę świecę na fali zachwytów marką i tym konkretnym zapachem. ESPA Soothing Candle – wygląda bosko, pali się cudownie i czysto do samego końca, ma przepiękną ciężką metalową i elegancką przykrywkę, ale niestety praktycznie nie pachnie 🙁
Pisałam Wam o obłędnej wyciszającej, a nawet wręcz usypiającej świecy od NEOM Organics która jest równie naturalna, która ma za zadanie wprowadzać aromaterapię na salony i robi to niesamowicie – absolutnie najlepsza w swojej kategorii so far.
Tu niestety spore rozczarowanie. Mieliśmy zamówiony komplet wszystkich świec marki w świątecznej i pięknej zielonej odsłonie (choć wolę białą), ale w związku z post brexitowymi zawirowaniami po 3 miesiącach w końcu zwrócili nam pieniądze, zamiast przysłać paczkę.
Piszę o tym zamówieniu ponieważ czytałam recenzje wszystkich tych świeczek i okazuje się, że ta zbiera wyjątkowo słabe noty w odróżniniu od pozostałych więc może jeszcze jakąś zamówię w ramach testu. Zobaczymy
Mój plan na dziś to wypalenie do końca tej świecy – dużo jej nie zostało, aromatyczna kąpiel chyba dziś Positivity zagości w wannie, zdecydowanie jakaś maska na włosy i dzień z książką – dawno nie miałam na to czasu więc cieszę się podwójnie.
Jeśli chodzi o ESPA mam nadzieję, że zachęciłam Was do spróbowania czegoś nowego. Ja uwielbiam odkrywać nowe marki. Dzięki nim każda kąpiel czy położenie się spać jest całkowicie inne.
Życzę Wam cudownej choć nieco krótszej selfcare sunday (jeśli nie pamiętaliście to dziś – mam nadzieję – ostatnia już zmiana czasu).
Ściskam ciepło
Do następnego
Patrycja
2 komentarze
:)
Uwielbiam 🙂
comfortinbeauty
Wiem i zupełnie się nie dziwię 🙂