Filozofia SelfCare Sunday czyli jak nauczyć się odpoczywać…
Dziś będzie inaczej.
Pomyślałam, że jeśli pojawi się jeszcze jeden post o kosmetykach w ramach cyklu SelfCare Sunday, to pomyślicie, że to tylko jedna z wielu form ich polecania czy reklamowania. (A propos – żaden z dotychczasowych postów kosmetycznych nie powstał w ramach współpracy).
Ja kosmetyki traktuję jako narzędzie pomocne przy głębokim relaksie, ale nie jedyne z dostępnych – i o tych innych właśnie, będzie dzisiejszy post. Do kosmetyków wrócę na pewno szybciej niż później, bo w tym świecie odkrywanie nadal stoi przede mną otworem i sprawia mi to olbrzymią frajdę, którą mogę się z Wami dzielić 😉
W moim Beauty Mini Book’u, który powstał we współpracy z Perfect Plann opisałam ogólne założenia SelfCare Sunday i choć skupiałam się tu na blogu na dziale beauty to najwyższa pora napisać „z czym to się je”.
Na bank miewacie czasem takie dni kiedy nic Wam się absolutnie nie chce, kiedy nic się nie udaje, albo kiedy wiesz już, że musisz zwolnić, bo zwariujesz.
Właśnie po to powstała ta cała filozofia SelfCare Sunday – by nauczyć Cię efektywnie odpoczywać. To nie zawsze musi być pejoratywnie brzmiące lenistwo i cały dzień w piżamie, ale może, bo jeśli tego właśnie potrzebujesz to jest to SelfCare czyli dbanie o siebie w najczystszej postaci.
Zwolnij, oddychaj, żyj…
Niedziela to doskonały moment na to, żeby odespać. Nawet jeśli masz małe dzieciaki, może warto je podrzucić do dziadków, a może do Twojej siostry?
I oczywiście nie na cały weekend – wystarczy po sobotnim obiadku 😉
Nasza młoda szcześliwie dzieli z nami rytm dobowy i w niedzielę nie zrywa się na wspomnienie piątkowego budzika. Jeśli Wasza młodzież ogarnia kwestię lodówki nawet w podstawowym zakresie to karton mleka i paczka płatków nie pozwoli im umrzeć z głodu do czasu rodzinnego śniadania. No dobra nie oszukujmy się – do brunch’u.
Kawa do łóżka, albo z kawą do łóżka – proszę bardzo – świat się nie zawali nawet wtedy gdy poplamisz poszewkę 😉 Nabierz odrobiny dystansu do takich rzeczy – kiedyś u mnie urastały one do rangi problemów trzeciego świata – teraz myślę sobie, że są znacznie ważniejsze sprawy, którymi warto się przejmować.
To absolutnie doskonały dzień na piżamowy dzień. Chcesz poczuć się lepiej – po wieczornej kąpieli dnia poprzedniego załóż taką, która jest ładna, seksowna albo ultra wygodna, do tego lekki szlafroczek i poczujesz się jak gwiazda Downton Abbey stukając w skorupkę jajka na miękko. A dla niego i dla dzieciaków i tak zawsze najlepiej wyglądasz sauté!
Mam znajomą od o matko – prawie 20 lat. Mają w domu dwójkę małych cudnych dzieciaków. Ona poświęca im praktycznie każdą wolną chwilę, ale raz na jakiś czas zostawia dzieci w domu pod opieką swoich rodziców. Dzieciaki są u siebie, odpada wielkie pakowanie „wszystkiego” i problem czy ulubiony miś bez którego nie zasną nie został w domu. Ona i jej mąż, często w tym samym mieście wynajmują pokój w hotelu i mają 200% randkę – jest czas na teatr, kino, galerię czy spotkanie ze znajomymi przy lampce prosecco bez gadania o Śwince Peppie. Po jednej takiej nocy, a czasem dwóch wracają do domu jak nowo narodzeni.
I nie oszukujmy się – ofert na bookingu jest tyle, że nie musi to kosztować tyle co noc w Ritz Carltonie.
Jeśli to jednak nie jest Twoja forma relaksu to zawsze masz opcję „leżeć i pachnieć” albo popracować nad swoim ciałem.
Posłuchaj audiobooka kolorując kolorowanki dla dorosłych (to mój patent na audiobooki słuchane poza samochodem, siedząc na sofie od razu odpływam gdzieś myślami i nie jestem w stanie skupić się na lekturze i lektorze) – najlepiej z maseczką na twarzy. Może być w płachcie albo w formie peel off – z tym, że w tej opcji należy uważać, żeby książka za bardzo nas nie wciągnęła, bo przetrzymywanie maski na twarzy rzadko kiedy jest dobrym pomysłem.
Planujesz jakiś mały remont, a może chciałabyś coś zmienić w swoich 4 ścianach, do których jesteśmy teraz przykuci trochę bardziej niż zazwyczaj. Przy okazji piątkowych czy sobotnich zakupów kup kilka pism wnętrzarskich i poszukaj inspiracji, zrób sobie mood board. Bez pośpiechu z filiżanką kawy lub ulubionej herbaty, usiądź w fotelu i rozkoszuj się wolnością. Dzieciaki zawsze możesz wysłać z mężem na spacer albo na podwórko – dzięki temu ograniczysz hasła w stylu: Mamoooo, Mamooo, a ona mnie bije, Mamoooo, a gdzie jest moja ….
No dobra, nie masz dzieci, to nie Twój problem, ale jak już siedzisz w domu to ogarniasz domowy budżet, albo pranie, bo nie zdążyłaś albo (i tu wstaw cokolwiek chcesz). A czy koniecznie musisz dziś iść na obiad do mamy czy teściowej jak co niedzielę? Otóż nie musisz – zamów coś na wynos albo razem w kuchni ugotujcie coś z niczego – ja to nazywam „na winie” czyli co się pod rękę nawinie. Absolutnie zawsze wychodzi z tego najlepszy comfort food.
Spacer – ciężko mnie zmusić do tego, żebym spacerowała w okolicy mojego osiedla – lubię miejsce gdzie mieszkam, ale nie stanowi ono dla mnie wielkiej tajemnicy. Jednak mam samochód i uwierzcie mi, że ta 10-15 minutowa przejażdżka gdzieś w okolice jakiegoś pola zmienia wszystko.
Uwielbiasz jeździć na rowerze – jeszcze lepiej i zdrowiej.
Jak jest pole to zazwyczaj jest i kawałek lasu. Wysiądź, oddychaj, idź. Nagle zobaczysz ile razy powiesz na głos albo sama do swoich myśli – o jakie to cudne, świeże pączki na drzewie, cudne kwiatki albo – jaki to jest piękny głaz 😉 Istnieje spora szansa, że będziesz strzelać fotę za fotą, bo to co na codzień niezauważalne i mijane w codziennym pędzie nagle odkrywa przed Tobą niezwykłe piękno w swojej prostocie. Mam kilka takich ulubionych miejsc, które choć znajome za każdym razem wyglądają i pachną inaczej.
Umówmy się – nie zawsze można na SelfCare Sunday przeznaczyć cały dzień – ale nawet takie pół godziny daleko od wszystkiego w tym od tej niekończącej się góry prania jest autentycznie zbawienne – jeśli jesteś w stanie poświęcić czas na gapienie się w telefon przez godzinę to tym bardziej możesz poświęcić ją na taki wypad do „tajemniczego ogrodu”.
Na krótką chwilę udamy się do świata kosmetyków. Jednak nie będę pisała o żadnej konkretnej marce. Chciałabym się skupić raczej na rutynie pielęgnacyjnej. Wspominałam już dziś o Beauty Mini Book’u w którym znajdziecie beauty tracker, który możecie sobie wydrukować i spędzić odrobinę czasu na rozpisaniu swojej rutyny. Może właśnie zaczęłaś używać nowego kremu i warto byłoby śledzić swoje postępy, albo mieć czarno na białym punkt odniesienia do tego by później móc stwierdzić czy ten nowy kosmetyk był wart zakupu, czy zdziałał cuda, a może jednak należy odpuścić, bo z Twoją skórą jakoś mu nie po drodze.
Z kolei w drugim ebook’u, który powstał na okoliczność Walentynek znajdziecie rozpisaną już przykładową rutynę pielęgnacyjną, trochę patentów na smaczne dania i kilka innych ciekawostek. Możecie go całkiem za free ściągnąć spod linka ukrytego pod jego „wyboldowaną” nazwą SelfcareoweLove.
Pamiętaj, ze odpoczynek nie zawsze musi się równać leżeniu do góry brzuchem. I zostając jeszcze w świecie kosmetyków może warto zrobić sobie ich przegląd w łazience, sprawdzić ich terminy przydatności „do spożycia”. To dość przyjemna forma porządków, na które rzadko kiedy jest dobry moment. Poza tym umówmy się – zabawa z tymi wszystkimi beauty gadżetami to jak Lego dla dużych dziewczynek i zachwyt kiedy na nowo odkrywasz co tam masz – po prostu bezcenne 🙂 Czyszczenie pędzli dla mnie to prawie terapeutyczne zajęcie – najważniejsze w tym wszystkim, żebyś zrobiła coś dla siebie!
Pamiętasz kiedy muzyka to było Twoje drugie ja? Teraz głównie słuchasz radia w drodze do i z pracy . Nie ma już prawdziwej MTV, ale może warto wrócić. Czasem mój K. puszcza kawałek na który właśnie przyszła mu ochota, a potem w trakcie robienia herbaty w kuchni zaczyna się ze mną kołysać jak na dyskotece w podstawówce – bywają momenty, że zamiast docenić powagę tego jakże romantycznego gestu pękam ze śmiechu, a czasem to ja biorę go w obroty – polecam 😉
Każdemu co innego w duszy gra, ale nawet The Prodigy może być doskonałym towarzyszem relaksu.
Gorąco polecam jazz na czas czytania książek – nie odrywa mnie od lektury tylko stanowi taki przyjemny delikatny ambient w tle.
Powiem Wam, że na okoliczność tego całego lockdownu, który ciągnie się niemiłosiernie miesiącami na mojej post covidovej liście jest jakiś koncert choćby i w remizie strażackiej 😉
Cofnę się na moment do łóżkowych klimatów. W końcu może jesteś taką osobą, która nie umie, nie lubi, nie ma warunków na to, żeby pospać dłużej. A co powiesz na znienawidzoną za czasów przedszkolnych drzemkę? Czasem jak w memach zastanawiam się co mi w tym przedszkolu tak przeszkadzało :/ 🙂
Teraz za to będzie absolutnie niepedagogicznie – będę Wam proponować oglądanie TV dla relaksu.
Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam na to już prawie w ogóle czasu. Za to jak już wiecie choćby z mojego bio jestem wiernym wyznawcą Netflix & Chill. W końcu chyba nie jestem jedyną, której puls przyspieszył w trakcie oglądania Bridgertonów (jeśli nadal nie zaliczasz się do tego grona – polecam 😉 Oczywiście hasło Netflix & Chill spełnia swoją rolę w sytuacji kiedy nie chodzi 24/7. Chodziło mi bardziej o to, że na te 45min – no dobra jeszcze jeden odcinek 😉 – można się przenieść gdzieś daleko, zapomnieć o całym świecie albo po prostu dobrze się bawić.
SelfCare wcale nie oznacza samotności. Jeśli na codzień nie masz czasu ani dla siebie ani dla bliskich to jest to doskonały moment na to, żeby rzeczywiście z nimi być – partyjka Scrabble, a może Monopoly czy szybka rozgrywka w UNO. Potem bez wyrzutów sumienia możesz zamknąć się w łazience, zapalić świeczki i przygotować sobie aromatyczną i cudowną kąpiel. To ważne wygospodarować co tydzień w formie takiego rytuału czas dla siebie. Tym bardziej, że w obecnej sytuacji kiedy „kisimy” się trochę w domach, bo nauczanie zdalne, praca zdalna, rozmowy z przyjaciółką zdalne właśnie zadbanie o siebie stanowi prawdziwy luksus. Warto przy tym pamietać o jeszcze jednym – im lepiej żyjesz sama ze sobą tym lepiej innym się żyje z Tobą.
Jeśli nie Netflix czy inny streaming to może książka. W tygodniu zamykają Ci się oczy po 2 stronach albo co gorsza jak już wpadniesz to okazuje się, że na sen zostały Ci 3h, bo jeszcze jedna strona, jeszcze jeden rozdział i kończysz z powiekami „na zapałki” przez resztę dnia, a ta niedziela to doskonały moment na to by bezkarnie zatopić się w lekturze.
SelfCare to taki balsam i dla ciała i dla duszy – cokolwiek jest w stanie sprawić, że w nowy tydzień wejdziesz z pozytywnym nastawieniem i wypoczętą głową, a nie tylko ciałem – znajdź na to czas.
Ponieważ ten temat jest długi jak rzeka postanowiłam dziś zakończyć go na tej części.
Za tydzień pojawi się reszta, ale zależy mi na tym, żeby was nie zanudzić i nie trzymać przy wspomnianym telefonie czy innym tablecie godzinami. W końcu kiedy będzie lepszy moment na to, żeby wprowadzać choćby mini zmiany do swojego efektywnego odpoczywania jak nie w SelfCare Sunday!
Zatem do następnego
Na dziś życzę Wam choć odrobiny czasu dla siebie, dobrej pogody – bo piękną mamy jesień tej wiosny i pysznej kawy.
Ściskam mocniasto i idę celebrować moją SelfCare Sunday
Patrycja
Jeden komentarz
Pingback: