Lifestyle

Jak nauczyć się odpoczywać czyli kolejna odsłona filozofii SelfCare Sunday…

Witajcie w niedzielę 🙂 Dziś dokończę zeszłotygodniowy post o filozofii SelfCare Sunday

Chciałabym zacząć tę drugą część od organizacji czasu. To doskonały moment na to by na spokojnie usiąść i wziąć do ręki #Plann beauty od Perfect Plann  czy Twój inny ulubiony notes i zaplanować sobie na spokojnie Wasz czas. Najważniejsze zadania nadchodzącego tygodnia, rozpisać lub uzupełnić swoją rutynę pielęgnacyjną w beauty trackerze – a wszystko po to by ten kolejny tydzień szedł jak po sznurku. Zawsze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego, ale nad tym kontroli nie mamy i dlatego dobrze mieć jej choć odrobinę nad tym nad czym możemy ją mieć 😉

Zbyt duży nawał obowiązków na samym początku tygodnia może nas zupełnie niepotrzebnie pozbawić sił i chęci na kolejne dni, zestresować i dostarczyć całej masy mało pozytywnych emocji. Za to mogę Wam powiedzieć na swoim przykładzie, że takie odhaczanie zadań działa doskonale na motywację i poprawę nastroju.

Jak już sobie tak siedzisz i piszesz albo planowanie to zupełnie nie Twoja bajka i spontan to Twoje drugie imię to możesz zawsze zastanowić się nad tym co w ostatnim czasie udało Ci się osiągnąć – uwierz mi na słowo – jest tego znacznie więcej niż się spodziewasz.

Często mamy tendencję do myślenia, które ja nazywam „syndromem Kubusia fatalisty” – widzimy tylko problemy, pragniemy rzeczy, które w najlepszym przypadku możemy nazwać myśleniem życzeniowym, albo tracimy czas na gdybanie co by było … I absolutnie nie skupiamy się na tym co mamy!

Czasem warto pomysleć o tym za co jesteśmy wdzięczne.

Ktoś już jakiś czas temu wymyślił tzw. 5 minut journal – czyli opcja idealna przy porannej kawie, chwila ciszy zanim zacznie się poranny chaos, notes, długopis i jedziesz z tymi 3 rzeczami za które jesteś wdzięczna. Nie masz na to czasu, a poranny chaos dopada Cię najcześciej kiedy przespałaś jedną drzemkę za długo – nic nie szkodzi. Usiądź sobie na te 5 minut w niedzielę i napisz te minimum 3 rzeczy w swoim plannerze, a może w minionym tygodniu było ich 10?

Czasem nie zastanawiamy się nad tym, że to super, że możemy wstać, że otacza nas ten rodzinny chaos, że słyszymy śmiech naszych dzieci, że mąż zawsze pamięta by włączyć zmywarkę przed wyjściem, że wszyscy jesteście zdrowi, że macie pracę, bo teraz cała masa ludzi jej nie ma, że masz co jeść no i oczywiście, że kurier podrzuci dziś ze 2 paczki z Douglas’a czy innego Galilu 😀

To doskonały sposób na to by praktycznie natychmiastowo poprawić sobie nastrój, złapać właściwy dystans do otaczającej nas rzeczywistości i pozbyć się Kubusia fatalisty z głowy!

I ważne – stawiaj sobie realne cele – od razu 30kg mniej? Najpierw ogarnij 3 – wtedy dużo łatwiej będzie Ci postawić sobie poprzeczkę o kolejne 3. Nie lubisz pić wody, denerwuje Cię to, że wszyscy wokół mówią no minimum 2,5l – zacznij od 1 szklanki dziennie przez tydzień – w końcu dojdziesz do wymaganej ilości – a Ty będziesz zdrowsza i co ważniejsze dumna z siebie. Serio lepiej wypić tę 1 szklankę dziennie niż nic.

Skoro już masz ten dzień dbania o sobie i swoją głowę to możesz ją doskonale wykorzystać na opcję „cheat day” – dzień oszustw.

Każda dieta jest ciężka i warto sprawiać sobie małe przyjemności. Oczywiście nie codziennie, bo co by z tego była za dieta. Ale skoro już masz ten dzień rozpieszczania siebie podaruj sobie porcję tego za czym tęsknisz najbardziej – porcję lodów czy może świeżego chrupiącego croissanta z powidłami albo inną nutellą.

Taka nagroda za cały tydzień albo dwa pełen wyrzeczeń i od razu powrót do poniedziałkowego reżimu jedzeniowego nie wydaje się taki straszny. Przy okazji nie musisz w zwolnionym tempie patrzeć zachłannie na różne ciasta i ciasteczka, które domownicy jedzą w ramach popołudniowej rozpusty.

SelfCare Sunday to idealny moment na to by zrobić coś na co przez cały tydzień nie ma praktycznie opcji – WYŁĄCZ TELEFON! 

Świat się nie zawali jeśli nie wejdziesz na Insta. Serio serio. Ja sama wchodzę tam dosłownie na moment w niedzielę – wrzucić post – i oczywiście szalenie mi miło kiedy go czytacie – w końcu to pewna forma lektury 😉

Ja sama nadrabiam czasem czytanie ulubionych blogów zamiennie z książkami. To w końcu działa na moje poszerzanie horyzontów, ale ponieważ na moim Insta jestem aktywna w tygodniu przez kilka godzin dziennie – zamieszczam posty, relacje, rozmawiam z Wami, podrzucam propozycje nowych perfum czy innych kosmetyków, to muszę złapać od tego dystans, oderwać się od cyfrowego świata. To taka forma higieny XXI w.

Gorąco polecam podpięcie go do ładowarki w sypialni – wtedy żadne powiadomienia nie świecą, nie przyciągają wzroku. Świat się nie zawali, a dzwonek telefonu ustawiony na ulubionych ludzi powie Wam czy aby na pewno chciecie ten telefon odebrać w trakcie zaciętej partyjki Scrabble’a 😉

A teraz pora na ostatnią deskę ratunku, kiedy wszystkie inne patenty zawiodły. Każdy ma czasem taki dzień, że nawet bosko pachnąca kąpiel w bąbelkach nie jest w stanie ukołysać zmysłów, bo w wannie za dużo czasu na przemyślenia.

Jak to mówią „When nothing goes right, go left” – w wolnym tłumaczeniu jeśli wszystko idzie w złą stronę Ty idź w tę drugą.

I za to, że nie zwariowałaś i przetrzymałaś ten absolutny armageddon w robocie, szef po raz kolejny nie dostał maila na czas, bo internet działa tak jakby chciał, a nie mógł, bo wszyscy łącznie z dziećmi w domu okupują łącze.

Tak oto dochodzimy do zakupów w ramach poprawiacza nastroju:D W końcu nie od dziś wiadomo, że Kopciuszek jest najlepszym dowodem na to, że kolejna para butów jest w stanie zmienić Twoje życie 😉 A tak na serio – czasem zapominamy o tym, że coś się nam należy. Idziemy kupić coś sobie, a wychodzimy z koszulą dla niego, ciuchami dla dzieciaków, kolejną zabawką, grą, gadżetem …  

Oczywiście, niewadużywaj – po pierwsze dlatego, że straci to całą „moc terapeutyczną”, po drugie dlatego, że Twój portfel może tego nie wytrzymać. Zatem cudowny żel do kąpieli czy maska w płachcie może pewnie zastąpić nową parę butów od Manolo Blahnik’a ;D

Mam szczerą nadzieję, że w postach z cyklu SelfCare Sunday znajdziesz to czego Ci potrzeba do złapania odrobiny oddechu.

Mam również nadzieję, że wyjaśniłam Ci całą tę filozofię tak byś mogła wybrać sobie z niej to co Ci pasuje, bo SelfCare Sunday może być inny dla każdego. Muzyka, bez muzyki, drzemka zamiast spaceru czy kolorowe czasopismo zamiast książek. Te posty to tylko taki mini poradnik z którego mam nadzieję, będziesz czerpała pełnymi garściami inspiracje. 

Ja nadal za mój niedzielny rytuał uznaję w pierwszej kolejności długie spanie, pielęgnację, zapach, świece i brak pośpiechu. Czasem gdy świat pędzie warto wysiąść, rozejrzeć się i odetchnąć na zwolnionych obrotach.

Tego Wam życzymy z Anią na dziś i na kolejne niedziele.

Do następnego

Patrycja

PS. powiem Wam, że wszystko wskazuje na to, że u mnie zaczną się wielkie zmiany już całkiem niedługo – dlatego w jedną z kolejnych niedziel pokażę Wam kilka fajnych gadżetów, które pomagają mi w organizacji i planowaniu podboju świata 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cww trust seal