Pielęgnacja

Pijany słoń stanął na głowie czyli pielęgnacja włosów i ciała od Drunk Elephant…

C24CFEB9-5199-48B8-97A2-FFEBE0651608

Drunk Elephant to firma clean beauty, której śmiało można powiedzieć kult i pełno zachwytów towarzyszy od powstania w 2012.

Urocze minimalistyczne i bardzo przy tym kolorowe opakowania to znak firmowy marki jak i hasło, że nie zawierają w swoich składach „podejrzanej 6” czyli olejków eterycznych, silikonów, SLS, alkoholi, filtrów chemicznych oraz zapachów i barwników.

Już wielokrotnie korciło mnie, żeby kupić coś od marki i gdybym miała powiedzieć dlaczego nic wcześniej nie trafiło na moją półkę to chyba byłby to fakt, że ceny nie są specjalnie niskie, ale co więcej nigdzie w PL stacjonarnie nie można ich dostać, a kupowanie pełnowymiarowego opakowania bez wcześniejszego choćby mini testu w perfumerii czy w formie próbek to nie mój styl jeśli absolutnie nie znam marki.

Ale koniec gderania i czas na recenzję całej najnowszej linii do włosów przy której tworzeniu palce maczał stylista włosów Jennifer Aniston – Chris McMillan oraz linii kosmetyków do pielęgnacji ciała.

Na mojej ulubionej zagranicznej stronie do zakupów czyli Cult Beauty pojawiła się neonowa kosmetyka pełna najnowszych dobrotek w formie wcale nie takiej mini (60ml) wraz z grzebieniem o bardzo szerokich zębach, idealnym do wstępnego rozczesywania włosów.

239FE294-F0C0-49EB-B750-3BE1AC198E26

Pierwszym użytym przeze mnie kosmetykiem był T.L.C. Happi Scalp Scrub – oczyszczający peeling do skóry głowy. Od razu spieszę Wam powiedzieć, że to absolutny hit tej kolekcji i najlepszy kosmetyk ever. Zdecydowanie juz za chwilę zamawiam pełnowymiarową wersję, bo miniatura się kończy.

Serio nie przypuszczałam, że może się on okazać produktem bez którego żyć nie mogę i nie chcę. Teraz moja pielęgnacja włosów i skóry głowy byłaby bez niego niekompletna.

Mogę śmiało powiedzieć, że peeling do skóry głowy to żadne odkrycie, ale do tej pory myśląc peeling widziałam oczami duszy ten koszmar jakim jest nie tylko wypłukiwanie go z włosów, ale też sama aplikacja w czasie której połowa kosmetyku zostawała na włosach nie na skórze głowy.

Tu możemy całkiem zapomnieć o problemie. Jest ultra drobniutki i z łatwością przyjdzie nam spłukanie produktu. Otwierając tubkę doznałam bardzo przyjemnego zaskoczenia pod postacią długiego wąskiego dziubka jak do aplikacji farby do włosów w domowych warunkach. Ta precyzyjna końcówka dostarcza kosmetyk tam gdzie jego miejsce i nawet dla osób z mega gęstymi włosami nie będzie problemu.

Kiedy już nałożymy go tam gdzie trzeba na suchą skórę głowy, wykonujemy delikatny masaż i zostawiamy produkt na 5-10 minut.

W składzie znajdziemy:

  • kwasy AHA/BHA – glikolowy, winny, mlekowy oraz cytrynowy, które mają za zadanie rozpuścić martwe komórki zalegające na skórze głowy razem z nagromadzonymi pozostałościami kosmetyków i codziennymi zanieczyszczeniami
  • oleje – marula, mongongo, z ziaren baobabu i marakui, które odżywiają, nawilżają, wygładzają i koją skórę głowy

Nawet przez chwilę nie odczułam niczego nieprzyjemnego jak mrowienie czy szczypanie za to autentycznie efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania i diametralnie odmienił moją pielęgnację. Moje włosy stały się po nim jakby lżejsze, widocznie uniesione od nasady, nic się nie sypie, a to teraz moja autentycznie najlepsza część pielęgnacyjnej rutyny i nie wyobrażam sobie jej bez tego scrubu. 

Dla osób często stosujących kosmetyki do układania włosów czy suche szampony  to będzie prawdziwa rewolucja i rewelacja.

Gdybym miała go ocenić w skali 1-5 dostałby 7!

12C6FDAA-7005-4619-B5AF-448E4A768AB8

Naturalnie następnym w kolejce jest Cocomino Glossing Shampoo 

Nie wiem jak Wy – jeśli ktoś miał okazję już go stosować – dla mnie to niewypał. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z szamponem, który praktycznie w ogóle się nie pieni.

Wyobraźcie sobie sytuację – stoicie pod prysznicem, nakładacie szampon na włosy i nie dzieje się absolutnie nic. Zapewne tak jak i Wy od razu wzięłam butelkę w rękę sprawdzić czy aby na pewno nałożyłam to co chciałam.

Przy braku piany albo choć takiej żelowej gładkości nie ma szans dobrze go rozprowadzić na włosach. Moje są średniej długości i miałam uczucie, że nałożonego produktu nie mam jak „przetransportować” w kolejne partie mojej głowy. Nabrałam więc kolejną porcję i strategicznie wzięłam się za boki. 

Producent zaleca pojedyncze mycie, ja po 2 byłam skonsternowana i z poczuciem, że nie są umyte jak należy (peeling na bank nie zawinił – stosowałam go już z innymi szamponami i odżywkami)

Podjęłam jeszcze jedną próbę i ze smutkiem muszę przyznać, że choć z tych 60ml niewiele zostało to resztę oddam mężowi licząc na lepsze efekty na jego kilku centymetrowych włosach.

Jeśli ktoś nie używa kosmetyków do włosów, ma je krótkie i nie farbuje jest szansa, że da radę. Ja mam wymagające włosy i to zupełnie nie produkt dla mnie. Gdyby nie „wonder peeling” pewnie miałabym wrażenie, że są niedomyte. Poza tym fakt, że trzeba się autentycznie napracować, żeby w ogóle się spienił. Owszem włosy koniec końców były gładkie i nawilżone, ale napewno nie dzięki samemu szamponowi.

Nie wrócę do niego nigdy.

C0E6A589-17DF-4F2D-B126-4D12B62565FD

Cocomino Marula Cream Conditioner – odżywka, która po szamponie stanowiła przyjemną odmianę. Zarówno w trakcie nakładania jak i spłukiwania włosy przyjemnie i łatwo się rozplątywały i prześlizgiwały przez palce.

Jednak czy dała efekt wow? Zdecydowanie nie – wolę Sisley czy obecnie używaną Kerastase Genesis.

Czy skreślam ten produkt? – nie, ale nie odpowiada potrzebom moich włosów więc do niej nie wrócę. Mam też wrażenie, że trochę za bardzo „zostaje” zarówno na włosach jak i na skórze głowy.

Jest jeszcze jedna rzecz, która de facto dyskwalifikuje de facto całą linię – to jej zapach (szczęśliwie praktycznie niewyczuwalny w przypadku peelingu) – to marcepanowy albo jak to woli aromat migdałowych croissantów. Dla mnie prywatnie okropny – słodkawo-mdły po prostu masakra. wolałabym, żeby zapachu nie było wcale niż to co jest.

0108B363-D680-4530-B3B2-59E2F24BB32D

Ten kosmetyk pierwszy raz zobaczyłam u Shopaholicdolls i zapragnęłam już teraz natychmiast, ale w związku z tym, że siedzieliśmy wszyscy trochę przymusowo w domach i dużo było niewiadomych w kwestii pracy w związku z covid’em więc uznałam, że chwilę mogę poczekać. Potem pojawił się opisywany zestaw i wiemy jak to się skończyło.

Tak bardzo chciałam pokochać ten Wild Marula Tangle Spray, że autentycznie nie mogłam się doczekać kiedy nałożę go na włosy…

Jeśli chodzi o to czy spełnił swoje zadanie w przypadku moich zniszczonych rozjaśnieniem suchych włosów to muszę mu przyznać 5/5 

Jednak ta butelka w której znajduje się tyle dobra:

  • oleje roślinne – Marula i Sacha Inchi oraz Arganowy – wzmacniają włosy i chronią przed wysokimi temperaturami
  • czy bezsilikonowe środki wygładzające i antystatyczne, które robią co do nich należy 

daje w efekcie końcowym znacznie obciążone włosy. Choć po aplikacji są one cudownie miękkie jednocześnie sprawiając, że zyskują na grubości to w przypadku takich włosów jak moje powodują sporo szybsze przetłuszczanie. Przy tak suchych włosach jak moje mycie staje się potrzebne w 4 dobie i konieczne w 5 – tu potrzebowałam kolejnego mycia już w 2 dobie :/ 

Pozostaje mi cieszyć się, że nie wydałam na jeden kosmetyk ok 200pln i to bardzo.

Wykorzystam ją do końca – znalazłam idealne zastosowanie – w połowie sierpnia jedziemy na wakacje do hotelu z basenem, a moje włosy jak i pewnie Wasze przeżywają wtedy prawdziwy koszmar i tak niezwykle bogata formuła na bank przysłuży się moim włosom po codziennych kąpielach i raczej nie zrobi im krzywdy w tak krótkich odstępach czasu.

Po powrocie zaś z radością wrócę do podbieranej mojej córce 2 fazowej mgiełki od Ziaja seria Jeju, która kosztuje 1/10 ceny tej i robi super robotę, a przy stylizowaniu włosów będę korzystać z Thermique Défense Genesis od Kerastase.

D81F75A2-4CDD-4770-873F-22F0511428F6

To by było na tyle w kwestii kosmetyków do włosów i przyszła pora na te do pielęgnacji ciała.

Rewelacyjny, doskonały, absolutnie genialny – w ten sposób mogę opisać pierwszy faktycznie działający na mnie dezodorant naturalny, mineralny i antybakteryjny bez aluminium czyli Sweet Pitti Deodorant Creme.

Ma bardzo przyjemną kremową formułę, zapach tego nieszczęsnego marcepanu jest bardzo ulotny i delikatny, skóra jest przyjemnie nawilżona, ukojona po goleniu i gładka. Nie zostawia żadnych śladów ani pozostałości, nie maże się, wchłania w mgnieniu oka i pomimo dziwacznego koloru (coś jak połączeniu glinki i kawy z mlekiem) nie barwi skóry.

W składzie znajduje się:

  • masło Shea – które ma właściwości zmiękczające i chroni warstwę ochronną skóry 
  • kwasy migdałowe AHA i skrobie roślin tropikalnych odpowiadają za eliminowanie uporczywych bakterii powodujących nieprzyjemny zapach i odprowadzają nadmiar wilgoci ze skóry
  • oleje Marula, baobabu czy z nasion Mongongo bogate w witaminę E działają kojąco na podrażnienia

To kolejny produkt, który kupię ponownie. 6/5 🙂

5957A140-4DE5-4BA4-815B-23081E383193

Kamili Cream Body Cleanser – szczerze, żel do mycia jak żel do mycia.

Ładnie się pieni i robi co do niego należy. Jest wydajny co przy jego wygórowanej cenie jest bardzo istotne. Za de facto porównywalne pieniądze (zawsze korzystam z rabatów) z miłością wielką kupuję, żele od Jo Malone London i wracając do zapachu mam z tego dużo większą przyjemność (niedługo recenzja) i przy nich zostanę, bo ten zapach marcepanu odbiera mi całą frajdę z użytkowania.

Jeśli komuś zapach się podoba i jest fanem DE to może być produkt dla niego.

2A826657-FCF3-40AC-A40D-7B2479EEC507

Kwestia zapachu kładzie się również cieniem na ostatnim kosmetyku z serii czyli balsamie Sili Body Lotion.

Jak na balsam jest świetny, a to chyba nie tylko dla mnie trudny temat.

Do czasu odkrycia przeze mnie mega taniego i genialnego produktu jakim jest Vaseline Intensive Care Body Moisturizer w formie delikatnej drobnej mgiełki balsamowanie ciała traktowałam mocno po macoszemu przykładając się do tego właściwie tylko po prysznicu na wakacjach w tropikach albo jak nie miałam już innego wyjścia. 

Testowałam go tylko na nogach z 2 powodów:

Tam mam największe problemy z przesuszoną skórą i poradził sobie świetnie.

Po drugie nie chciałam, żeby ten migdałowy aromat towarzyszył mi w bezpośredniej bliskości cały dzień.

Nie klei się, nie zostawia tłustej ani lepkiej warstwy i mega szybko się wchłania.

Pozostaje kwestia zapachu i z tego co miałam okazję czytać większości się podoba. U mnie nie przejdzie, ale mimo to mam nadzieję, że te recenzje były dla Was pomocne.

251E6D43-1742-4085-A1BC-6F6B8FC9C56A

Dajcie proszę znać czy już coś z nowej kolekcji wpadło w Wasze ręce, a może macie swojego ulubieńca wśród kosmetyków do twarzy?

Ściskam mocno i do następnego 

Patrycja

PS. Po całym tym teście wiem jedno, to marka ma swoje absolutne hity, ale do czasu pojawienia się jej stacjonarnie raczej będę metodą prób i błędów kupować tego typu zestawy z minisami – nie odważyłabym się chyba kupić pełnowymiarowego produktu całkiem w ciemno. 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

cww trust seal