Mam ochotę coś zmalować czyli kilka nowości z mojej kosmetyczki…
W związku z tym, że w miarę możliwości wszyscy siedzimy w domach, postanowiłam zebrać garść nowinek w mojej kosmetyczce i zrobić im szybki test pierwsze wrażenie.
Na liście tych kosmetyków do makijażu znalazł się kultowy już kompakt od Guerlain – świetlisty puder brązujący Guerlain Terracotta Light – w kolorze 00 Clair Rose.
Kupiłam go całkiem niedawno podczas ostatniego DOUGLAS BEAUTY STREET. To cykliczna impreza gdzie poza pielęgnacją i makijażem trafiamy w ręce fryzjerów, stylistów i fotografa.
Wracając jednak do kompaktu – jest to produkt genialny tym bardziej, że z Ibrązerami jest mi generalnie średnio po drodze. Pewnie jest to spowodowane moją dość niepewną ręką i obawami przed ciemnymi brzydkimi plamami. Ten jest ultra delikatny, ale daje piękny efekt skóry delikatnie muśniętej słońcem. Kolejnym jego plusem jest cudowny delikatny zapach w którym Ylang ylang, piżmo czy bób tonka to tylko niektóre nuty tej kompozycji zapachowej. Doskonale się składa, bo nie znoszę niestety firmowego zapachu fiołków – który dyskredytuje w moim użytku Meteory od Guerlain.
Twarz po nim wygląda naturalnie i zdrowo. Nie ma szansy zrobić nim sobie krzywdy. Jest na tyle uniwersalnym produktem, że można go użyć de facto do całej twarzy łącznie z nałożeniem go sobie na oko – ma delikatnie opalizujące drobinki więc cudnie rozświetla. Serio całkiem serio – odrobina tuszu i jakiś błyszczyk czy pomadka i możemy ruszać w świat.
PODSUMOWANIE:
Jest pewna szansa, że na lato zaopatrzę się w ciemniejszą wersję Guerlain Terracotta Light – 02 Naturel Rose, żeby móc się trochę przyciemnić gdy skóra mojej twarzy złapie już trochę słońca. Jeśli jeszcze go nie znacie – polecam. Jestem w stanie znaleźć w nim jedną wadę – brak pędzelka, który pomógłby mu stać się pełnoprawnym podręcznym kompaktem w naszej torebce.
Oceniam go na 8/10
Pozostajemy w świecie Guerlain, ale tym razem jest to zdecydowanie kit nie hit. Marka wypuściła serię My Supertips w 15ml tubkach:
- My Midnight Secret – w trakcie testowania – póki co bardzo przyjemny produkt na noc, który jest ultra wydajny. Pewnie będę go ze sobą zabierała na wyjazdy, w moim domowym zaciszu mam tak znakomite kosmetyki, że szkoda mi je zastępować czymś mniej zjawiskowym. Jeśli cena Was nie odstrasza można spróbować 🙂
- My Superlips – jestem na tyle zadowolona z produktów których teraz używam, że nie widzę zapotrzebowania na testy :/
- Radiance in a Flash – produkt rozświetlająco- napinający owal twarzy – jak wyżej
- Pore Minimize Primer – którego niepochlebną opinię mam tu zamiar zamieścić.
Ten primer to kompletna i totalna klapa – aż trudno mi uwierzyć, że wyszła z tej firmy :/ Daje lekkie napięcie skóry, a także lekką lepkość jak w przypadku większości tego typu produktów. Na tym jednak jego przydatność do czegokolwiek się kończy.
Został z założenia stworzony do minimalizowania widoczności porów – poległ na całej linii. Znam sporo produktów z tj kategorii droższych i tańszych, ale tak sekularnego fiaska nie miałam okazji widzieć. Sama tubka prezentuje się uroczo, ale jedyne co przychodzi mi w tej chwili na myśl to #jakapieknakatastrofa.
Teraz gratka dla fanek ultra lekkiego krycia i wyrównania koloru od jednej z moich ulubionych marek czyli Sisley Phyto Hydra Teint w kolorze 1-Light.
Jest to produkt wprost idealny na zbliżający się wiosenno-letni okres. Ma SPF 15 więc w połączeniu ze stosowaną przez Was standardowo ochroną przeciwsłoneczną stworzy duet idealny.
Musze Wam jednak powiedzieć, że gąbeczka to chyba jedyny słuszny sposób aplikacji w mojej opinii. Daje bardzo lekkie krycie które można w niewielkim stopniu zwiększyć. Jego główną cechą jest piękne ujednolicenie kolorytu.
Nie jest to mega tania opcja, ale opakowanie jak na tego typu produkt, jest relatywnie duże, a sam produkt jest bardzo wydajny.
Ma lekko lejącą się formułę, delikatny kompletnie nie drażniący zapach i pracuje się z nim doskonale. Nie ciemnieje w ciągu dnia.
Ja osobiście wolę chyba produkty trochę bardziej kryjące – głównie z powodu moich przebarwień, ale punktowe użycie korektora przynosi pożądany efekt.
PODSUMOWANIE:
Ciepłe dni czy takie make-up no make-up to idealny moment na jego aplikację. Jestem pewna, że się polubimy nawet jeśli miałabym go użyć jako bazy pod podkład tej samej marki.
Ocena 7/10
I w ten sposób płynnie przechodzimy do korektora i różu – 2 moich totalnych nowinek od amerykańskiej marki clean beauty PUR Cosmetics, której wcześniej nie znałam, a w przypadku której jest szansa na miłość od pierwszego wejrzenia. Jako marka clean beauty w swoich kosmetykach nie stosują parabenów, są to produkty bezglutenowe, bez BPA, wegańskie, cruelty free i z przeznaczeniem także do cer wrażliwych.
Zaciekawiona pojawiającymi się recenzjami na Instagramie weszłam na ich stronę i okazało się, że mają sporo promocji oraz tonę darmowych próbek, które można dobrać do zamówienia, nawet przy małych zakupach.
Ponieważ nie planowałam w owym czasie żadnych wydatków skusiłam się jedynie na piękny róż w kremie Château Cheeks Cream Blush. Z automatu wskoczył on na pierwsze miejsce wśród wszystkich róży jakie do tej pory miałam. Pobił nawet mojego odwiecznego faworyta ze wspomnianej już tu wcześniej marki Sisley Phyto Twist Blush – pisałam o nim tutaj.
To chyba autentycznie najlepszy kosmetyk ze wszystkich tu testowanych. Mam go w odcieniu chłodnego różu o nazwie FLIRT. Występuje jeszcze w cieplejszym bardziej brzoskwiniowym odcieniu o nazwie COY.
W jego składzie znajdziemy silnie nawilżający i regenerujący olej tamanu, aloes którego właściwości nie trzeba nikomu zachwalać, ceramid 2, jojoba, olejek arganowy czy Vitisin pozyskiwany ze skórek czerwonych winogron, który rozświetla i rozjaśnia. Nie mogę nie wspomnieć również o witaminach m.in. E
Tak więc nie dość, że to prawdziwa bomba witaminowa, która odżywia, nawilża i pielęgnuje naszą skórę, to jeszcze daje obłędnie cudowny naturalny dziewczęcy rumieniec. Przy kolejnym makijażu z jego użyciem zaaplikuję go sobie na usta – jestem pewna, że i w tej roli sprawdzi się znakomicie.
Uważam go za absolutne mistrzostwo świata i choć kiedyś głównie używałam pudrowych produktów do policzków to wraz z moją coraz bardziej dojrzałą cerą – to produkty nawilżające i kremowe są mi coraz bliższe.
OCENA – może być tylko jedna 10/10 i kropka.
Do mojego zamówienia wrzuciłam jeszcze mini wersję podkładu i korektora w jednym z serii 4-in-1.
4-in-1 Love Your Selfie Longwear Foundation and Concealer to produkt bardzo przyjemny. Idealnie się stopniuje i jeśli tylko zachodzi taka potrzeba możemy go spokojnie dołożyć bez obawy o rolowanie czy ważenie. Jestem pod wrażeniem, ale nie ukrywam, że jeszcze nie nakładałam go na całą twarz – wtedy będę mogła go w pełni ocenić. Tak jak wspominałam to recenzja – pierwsze wrażenie.
Jednak mogę już teraz powiedzieć Wam jedno – na tych 2 produktach moja przygoda z marką PUR Cosmetics na pewno się nie zakończy.
Na poprawę nastroju.
Choć jak większość z nas i ja teraz siedzę w domu i staram się jak mogę stosować do zasady #zostanwdomu to codziennie na poprawę nastroju i dla pewnego poczucia normalności używam perfum. Nic nie jest w stanie tak poprawić mi humoru i nastroić albo do lektury albo do pracy jak zapach, który unosi się na mojej skórze.
Tym razem wybór padł na opisywany już wcześniej tutaj zapach od Michaela Korsa – Wonderlust. – wydał mi się idealnym uzupełnieniem tego makijażu w ciepłych barwach i słonecznej pogody za oknem. Coraz bardziej go lubię choć nie każdego dnia.
Makijaż wykończyłam jedną z moich ulubionych szminek również od Guerlain Rouge G w kolorze 04 warm nude matte czyli brązowo karmelowym ciepłym matem w pięknym etui z podwójnym lusterkiem Etui Rouge G – Preppy Chic – Guerlain.
Planuję w niedługiej przyszłości napisać kilka postów z zestawieniami moich ulubionych produktów do ust.
Na koniec dwa słowa o tym co znalazło się na moich oczach – były to otrzymane do testowania w ramach delicious community od deliciousbeauty mini paletki od Rimmel London.
Pomieszałam je obie – zarówno Mini Power Palette 001 Fearless jak i tę cieplejszą Mini Power Palette 002 Sassy.
Ich recenzje napisaną przeze mnie znajdziecie w dziale Community na blogu u wspomnianej już Delicious Beauty TUTAJ – zapraszam do lektury i do odwiedzenia kobiety, która zainspirowała mnie do stworzenia tego bloga.
Na zdjęciu poniżej gotowy look 🙂
Ja ze swojej strony życzę Wam, żebyśmy już niedługo mogli wychodzić z domu bez obaw.
Póki co warto trochę pobawić się w „malowanie” tej smutnej rzeczywistości, przetestować kosmetyki na co wcześniej wielu z nas brakowało czasu i nie zapominać o pięknym zapachu w domu i na swojej skórze – taka aromaterapia potrafi zdziałać cuda :*
Ściskam mocno i do następnego :*
Patrycja
PS. Jak zawsze czekam na maile i komentarze oraz na wizyty na moim Instagramie.
2 komentarze
Monika
Kochana piekne nowosci, a Twoj makijaz jest niesamowicie w moim klimacie, lekki rozswietlony i taki soczysty, cudo <3 P.S. Nie wiem czemu Pati ale Twoje nowe posty nie ukazuja sie na mojej liscie blogow a mam go dodanego 🙁
comfortinbeauty
Hej – bardzo miło mi to czytać – przepraszam za tak spóźnioną odpowiedź. Co do bloga – nie mam pojęcia czemu tak się dzieje :/ szczęśliwie na insta masz powiadomienia o każdym nowym wpisie – także stay tuned 😀