Uwodzicielski i zmysłowy taniec pełen namiętności czyli Eros z Aniołem…
Thierry Mugler tworzy zapachy ciężkie, nieoczywiste. Zdecydowanie to kompozycje, które są na tyle charakterystyczne i ciekawe, że ciężko przejść obok nich obojętnie.
Pierwsza kompozycja spod znaku Angel powstała kiedy ja dopiero mogłam zacząć tytułować się nastolatką i kiedy ta obłędna buteleczka w kształcie gwiazdy pojawiła się u nas w domu pomyślałam, że jest to zapach „rewolucyjny” jak na tamte czasy. Od dawien dawna jest też zapachem, którego nie można pomylić z żadnym innym. Był na tyle ekscentryczny, że albo się go kochało albo zupełnie odwrotnie.
Od lat w tej „anielskiej galaktyce” powstają najróżniejsze wariacje tej kompozycji. Ponieważ nie wyobrażam sobie pachnieć jak bardzo bliskie mi osoby – zarówno jak moja mama sprzed wielu lat i moja przyjaciółka, która dość długo używała ich jako swojego zapachu firmowego – zmuszona byłam omijać je szerokim łukiem w perfumerii. I tak oto w 2018 wpadłam na kolejną ich odsłonę Angel Muse Eau de Toilette.
Jest to kompozycja na tyle inna od pierwowzoru, że nie może tu być mowy o pomyłce, a jednocześnie na tyle bliska, że wiadomo od razu z jakiej galaktyki pochodzi. Dla mnie jednak przede wszystkim jest szalenie zmysłowa i seksowna.
Nie zyskała szerokiego grona fanów, być może dlatego, że jest najbardziej owocową wersją tego zapachu. Szczęśliwie jest też najmniej „czekoladową” pozycją. Ten wszędobylski zapach rozsmarowanej po nagrzanym ciele nutelli sprawia, że nigdy nie wzięłabym do ręki kolejnej odsłony tego zapachu, która dla odmiany zyskała szerokie grono zwolenników czyli Mugler Angel Muse Eau de Parfum.
Skład tej opisywanej prezentuje się następująco:
- nuta głowy – mandarynka – lekko kwaskowaty początek dość szybko znika na mojej skórze i pozostawia po sobie bardzo delikatną świeżość
- sercem jest krem z orzechów laskowych – generalnie rzecz biorąc nutella 😉 i dodatkowo marakuja, której tak jak mandarynce nie można zarzucić przesadnej słodyczy
- bazą, która łączy wszystkie „aniołki” jest wetiwer. Dodatkową warstwą, którą odnajdziemy w bazie jest Akigalawood czyli zapach uzyskany z cząsteczek olejku z paczuli nadający całości nieco drzewnego aromatu. Dzięki połączeniu tych dwóch składników kompozycja staje się drzewna i pikantna.
Jest to zapach bardzo trwały – 8-10h na skórze nie jest dla niego żadnym wyzwaniem. Ma w sobie pudrowe lekko duszne akcenty, przełamane owocowa świeżością, które sprawiają, że kompozycja ta jest zarówno lekko kapryśna jak i bardzo zmysłowa. Na myśl przywodzi mi satynową pościel i leniwie sączące się w sypialni światło świec.
Jedno jest pewne, to nie są – przynajmniej dla mnie – perfumy na codzień. Czasem noszę je na sobie kilka dni, czasem nie wracam do nich przez miesiąc albo dwa. Trzeba mieć na nie ochotę… Kiedy pierwszy raz miałam okazję je na siebie nałożyć i oswajałam się z nimi w domu, poczułam autentyczne pragnienie, żeby je posiadać, zadziałały na mnie jak pewna forma zniewolenia.
Idealnym podsumowaniem nieoczywistości i kapryśności tego zapachu niech będzie #, którym reklamuje go sam mistrz – #HateToLove.
Na męskim biegunie zmysłowych zapachów znajduje się prawdziwy bóg miłości i seksu wśród tegorocznych premier czyli Versace Eros Flame.
Jest to kontynuacja wcześniejszej kompozycji Versace Eros. Poprzednikowi z 2012 roku nie brakowało urody – zdecydowanie męski zapach o lekko sportowym charakterze, gdzie pierwsze skrzypce grał duet wetiweru i cedru, a sam kolor flakonu miał nas przenieść w region Morza Śródziemnego. Jednak nie do końca wzbudził nasz zachwyt. Nie był wystarczająco świeży, żeby wybić się na lidera wśród cytrusowych świeżaków jakie uwielbia mój mąż, ani wystarczająco zmysłowy, aby uwieść mnie.
Doczekał się jednak godnego następcy.
Skład tych perfum jest gotowym przepisem na romantyczny wieczór, który z dużą dozą prawdopodobieństwa zakończy się śniadaniem 😉
- w nutach głowy z poprzedniej wersji pozostała tylko cytryna, a liście mięty i zielone jabłko zastąpiły zdecydowane i lekko drapieżne czerwone i gorzkie pomarańcze. Dalej jest tylko ostrzej – czarny pieprz z Madagaskaru i dziki rozmaryn. Już samo to połączenie jest soczysto – pikantnym koktajlem.
- w sercu nadal pozostało geranium, ale wanilia i fasola tonka ustąpiły pola ponętnej róży i wawrzynowi kalifornijskiemu
- nuty bazowe chyba zmieniły się najmniej, a właściwie zostały wzbogacone – do cedru, który w poprzedniej wersji pochodził z Afrykańskich gór Atlas, a teraz jest jego teksańską wersją, wetiweru z Haiti i mchu z górskiego dębu dołączyły drzewo sandałowca, tonka, która wyniosła się z serca razem z wanilią, która to w bazowej nucie staje się idealnym zmysłowym tłem dla tej kompozycji.
Jeśli kręci Was zdecydowany mężczyzna o zmysłowych ustach i z lekko diabelskim błyskiem w oku to właśnie taki jest Eros Flame.
Ta słodkawa i ciepła kompozycja pokazuje od czasu do czasu pazur. Jest rewelacyjnie trwała i zostawia po sobie wyraźny ciepły ślad na skórze, nawet wtedy kiedy już „nie ciągnie” się za mężczyzną.
Na okoliczność zbliżających się Świąt można obie wersje dostać w całkiem atrakcyjnych zestawach, które cenowo w taki CYBER MONDAY jak dziś wypadają jeszcze lepiej. A Sephora zestawy świąteczne i zapachy pozwala nam kupić z -20% aż do 8.12.2019 tak więc nic tylko śmigać do sklepów, albo zasiąść przy komputerze z ciepłą herbatką i zabawić się w św.Mikołaja w wygodnej pozycji na sofie 😉
Tu podrzucam Wam bezpośrednie linki do najciekawszych ofert jakie wpadły mi w oko
- Zestaw Eros na sephora.pl
- Zestaw Eros Flame na sephora.pl
- Zestaw Eros na nolino.pl
- Zestaw Eros Flame na nolino.pl
- Zestaw Eros na notino.pl
Ściskam Was cieplutko i jak zawsze czekam na info zwrotne czy coś się Wam spodobało, a może znacie i lubicie, albo też znacie i nie znosicie.
Do następnego
Patrycja
6 komentarzy
Zaperfumowany
Wspaniały i szczery opis 😁🙏 co do pierwotnego Erosa muszę się zgodzić.. To jedyny flakon Versace którego zwyczajnie nie chce mieć 😁😇 jest… Dla „dziadów” 🙈 Flame o niebo lepszy! Pozdrawiam – David 🍀
comfortinbeauty
Bardzo bardzo dziękuje – z ust takiego znawcy, a na dodatek fana Versace to bardzo cenny komplement 🙈 – mam nadzieję, że w kolejnych nie zawiodę choć niedługo będę chciała wrócić do pielęgnacji. To relatywnie młody blog i szukam swojej drogi, ale chyba nic nie sprawia mi takiej frajdy jak opisywanie zapachów tak więc to na pewno nie koniec. Pozdrawiam – Patrycja 🙂
Kruczkowa
Jak Ty pięknie piszesz o tych perfumach! Muszę się jak najszybciej wybrać do douglas, bo teraz jestem ciekawa jak pachnie Mugler Agnel Muse 😀
comfortinbeauty
Szalenie miło mi poczytać- na prawdę bardzo bardzo dziękuję – mam nadzieję, że perfumy, a właściwie woda toaletowa przypadnie Ci do gustu, a może znajdziesz coś ciekawego czym ja mogłabym się zainteresować – czekam z niecierpliwością 🙂 Pozdrawiam ciepło
Monika
Kochana pieknie je opisalas, mialam przyjemnosc wachac Mugler (mam wersje Muse jesienna i ja kocham) ale zaciekawilas mnie tym Eroskiem ;D
comfortinbeauty
No Eros na mężczyźnie pachnie obłędnie i jest relatywnie tani szczególnie w zestawach przed świętami – i z tego co pamiętam pisałaś, że chanel allure blanche Ci pasował więc myślę, że ten tym bardziej 🙂