Kreowanie zapachu domu czyli dyfuzory, olejki i nie byle jaka lampa…
Zacznę od przeprosin – WordPress postanowił spłatać mi przedświątecznego psikusa i nie miałam żadnej szansy dodać zdjęć do pisanych postów stąd też moja nieobecność. Szczęśliwie mój własny prywatny mąż jest całkiem ogarnięty w kwestiach informatycznych i violà – powróciłam!
Kończąc ten jak się okazało w trakcie pisania – tryptyk – kilka słów napiszę o dopełniających zapach naszego domu urządzeniach i umilaczach zapachowych oraz pewnej niezwykłej lampie.
Dyfuzory z patyczkami są ze mną od naprawdę dawna. Przerobiłam już taką ich ilość, że wyrobiłam sobie całkiem szczegółową opinię.
Podstawowa ich zaleta i przewaga nad świecami jest taka, że nie trzeba ich pilnować. Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu przy zapalonej świecy. Pomijam tu fakt, że w domu są dwa koty, które przy nas co prawda prawie wcale, ale jednak wskakują tam gdzie nie powinny 😉 Miewam takie trochę fatalistyczne scenariusze w głowie i jeśli mogę w jakiś sposób nie być za coś złego odpowiedzialna… to nomen omen dmucham na zimne 😉
Tak więc nie dość, że „patyczaki” rozsiewają swój aromat bez opcji wywołania pożaru, to pachną w zasadzie nieprzerwanie przez okres od 2 tygodni do nawet prawie 3 miesięcy – choć takie to wyjątki.
Zdarzają się całkiem niedrogie jak choćby te od Air Wick soczysta jeżyna – można je kupić w promocji za ok 11pln, a one przez 2-3 tyg dają radę z utrzymaniem dość intensywnej i przyjemnej dla mnie lekko słodkawej woni. Są to zresztą pierwsze „patyczki”, które kupiłam dawno, dawno temu do domu.
Ocena 6/10 za to, że dają radę. Jednak kiedy poza promocją ich cena oscyluje w okolicy 20pln uważam, że stosunek jakości do ceny nie jest już tak atrakcyjny.
Często sięgam po te od Rituals The Ritual of Happy Buddha (pierwsze zdjęcie). To moja ulubiona seria pachnąca słodką pomarańczą i drewnem cedrowym zamknięta w minimalistycznej butelce, która bez problemu znajdzie swoje miejsce w każdym stylu i pomieszczeniu. Ten najmniejszy w ofercie dyfuzor zapachowy od RITUALS Ritual of Happy Buddha kupiłam niedługo po tym jak zakochałam się w kąpielowej wersji tej słodkiej kompozycji. Happy – czyli szczęśliwy jest tu jak najbardziej na miejscu. Ta mieszanka aromatów autentycznie wprawia człowieka w taki pełen energii i radości nastrój.
- trwałość w średniej wielkości łazience ok 1 miesiąca
- dobrej jakości „patyczki”
- ogólna ocena 8/10
Pora dyfuzory z francuskiej firmy Clem GOA.
Ostatnio robiłam zresztą filmik na moim Instastories, gdyż jeden z zamykających się sklepów oferował ich uzupełniacze olejków za połowę standardowej kwoty, która wyjściowo, jak na tak dobry produkt nie jest powalająca – ok. 50-60pln.
Są to naprawdę świetne i dość trwałe dyfuzory. Ten na zdjęciu powyżej mam już ponad 2 miesiący i nadal mocno pachnie. Kupiłam go akurat w TKMAXX, a znając już markę z przyjemnością wydałam mniej 😉 Szykując się do postu i robiąc zdjęcia, pozostawiłam go na stole w salonie, a nie jak zawsze w „dużej” łazience gdzie znajduje się tez kocia toaleta. Kiedy wróciłam do domu po całym dniu na mieście nasz salon, który ma ok 35m2 cały był wypełniony cedrowo-waniliowym aromatem.
Ocena tego konkretnego modelu dyfuzora i dobrej jakości „patyczaków” to 8/10
Kolejny francuski „pachniuch” należy do jednej z moich najbardziej lubianych serii. ABSOLU GOA to dyfuzory premium z tej samej marki, inspirowane zapachami wiodących perfum – te na zdjęciu Fire&Ice przywodziły na myśl zapach od Abercrombie & Fitch, ale znalazła się tam też klasyka męskich perfum czyli Aqua di Gio Armaniego.
Poza bardzo eleganckim designem, gdzie sam dyfuzor jest z bardzo grubego i ciężkiego szkła, patyczki zaś z bardzo dobrej jakości rattanu, tak jak w poprzednim modelu cechuje je doskonałej jakości olejek. Ocena końcowa – 9/10
Na zdjęciach powyżej jedno z moich większych rozczarowań jeśli chodzi o dyfuzory 🙁
Ich kompozycje zapachowe są przepiękne, ceramiczna „głowa” butelki jest bardzo elegancka i minimalistyczna. Niestety z ich trwałością pomimo tego jak bardzo są zachwalane nie mogę się zgodzić.
Dla mnie aromat w trakcie użytkowania był zbyt delikatny i choć sam olejek nie odparowywał zbyt szybko – ta mniejsza butelka utrzymała się w domu ponad 5 miesięcy, to zarówno cena jak i jakość pozostawiają wiele do życzenia. On sobie stał, a ja stawiałam obok niego coś bardziej wyrazistego. I tak choć Millefiori Milano ma wyrobioną markę to mnie rozczarował.
Nie jest to produkt tani i tak jak Rituals dostaniecie go stacjonarnie chyba w każdej perfumerii Douglas. Za cenę tego droższego w jego najmniejszej pojemności kupicie największą pojemność Ritualsów i mogę Wam zagwarantować dużo większą satysfakcję.
Wspomniana firma jednak nie tylko dyfuzorami stoi. Mają w swojej ofercie coś na co akurat warto wydać pieniądze – mowa tu o CAR ICON od Millefiori Milano. Choć nie jest to produkt, którym chciałam się zajmować w tym poście (tak tak – mój samochód też musi pięknie pachnieć) to nie fair byłoby tak ich całkiem skreślić. Dyfuzora od nich już nie zakupię i cieszę się, że nie wydałam od ręki znacznie większej ilości pieniędzy na większą pojemność.
Ocena 4/10 Jednak warto wydać przysłowiowe miliony monet na odświeżacz do samochodu, który u mnie dostaje ocenę 8/10.
Teraz pora na największe zaskoczenie ostatnich – i chyba nie przesadzę jak napiszę – lat.
Mowa o zupełnie niepozornych dyfuzorach, które weszły do mojego domu z efektem oceanicznej bryzy i pozostaną na dłużej.
Mowa tu o polecanej przez delicious beauty firmie Eyfel. Na pierwszy ogień poszedł zapach Ocean, a zaraz po nim widoczna na zdjęciu poniżej kompozycja znajdująca się na przeciwległym zapachowym biegunie czyli ciepła i zmysłowa Eyfel Amber & Pachouli. Kupiłabym jeszcze 2 kolejne, ale chwilowo nie było ich na stanie : Eyfel Algi Morskie i Eyfel Granat, który ma szansę na zostanie najlepszą kompozycją ever.
Olejek dość szybko odparowuje – maksymalnie ok. 3 tygodni, ale raczej 2-2,5 – jednak intensywność aromatu jest przez cały okres niezmienna! Dodatkowo cena niespełna 20pln winduje ten produkt powyżej w zasadzie wszystkich tu wymienionych. Myślę, że pojawił się naprawdę mocny gracz na „dyffuzorowej scenie”.
Ocena 9/10 i to chyba jedynie dlatego, że chciałbym czegoś ciut więcej w kwestii designu.
Zakończywszy temat dyfuzorów chciałabym przedstawić Wam moją tajną broń pod postacią lampy – i to nie byle jakiej lampy…
Poza tym, że lubię jak u mnie cudnie pachnie to jeszcze żyję, oddycham i oczywiście zdarza mi się częściej niż rzadziej gotować. Czasem są to rzeczy na tyle aromatyczne, że po zapachu wiadomo co dziś było na obiad 😉
Mam na to jednak wcześniej wspomnianą tajną broń i jednocześnie mój „go to” prezent ślubny i dla wszystkich ważnych ludzi w moim życiu – Lampe Berger Paris.
Historia jej powstania jest dość ciekawa – do tej pory firma Berger nieprzerwanie od 1898 roku posiada patent na ich wyrób. Inspiracją dla jej powstania była całkiem mogłoby się wydawać trywialna sytuacja. Pan Maurice Berger francuski aptekarz szukał czegoś co zneutralizowaliby zbyt intensywny i nie zawsze przyjemny miks zapachowy najróżniejszych medykamentów i ziół w jego aptece. Pierwszy „olejek” nie miał zapachu, był całkowicie neutralny tak jak i jego zadanie – neutralizacja.
W każdym razie jeśli o mnie chodzi 20 min i powierzchnia ok 35m2 jest wolna od zapachu schabowego z młodą kapustą 😉
Kompozycje oraz design do niej kreują różni projektanci np. Lolita Lempicka. Ceny tych designerskich gadżetów zaczynają się od 180pln, a kończą na kilku tysiącach dolarów, za specjalne modele jak np. ponad 1,5 metrowa wersja tej o nazwie Geisha signature Lampe Berger.
Jeśli szukacie doskonałego pomysłu na prezent, który nie będzie koszmarnie bił Was po kieszeni, a szansa, że ktoś już ją ma ewentualnie, że dostanie 3 pod choinkę jest niewielka.
Ja wszystkie dotychczas kupowałam w salonie Rosenthal – zarówno stacjonarnie jak i on-line. Mają zawsze spory wybór i częste promocje związane z wszelkimi nocami czy weekendami zakupów.
Ta konkretna na zdjęciu powyżej była dołączona do półrocznej prenumeraty ELLE Décoration.
Zaczęli również poszerzać swoją ofertę i u nich można znaleźć dyfuzory MAISON BERGER – jednak moja ocena mając porównanie do tego co robi sama lampa nie może być wyższa niż 6/10 i tak chyba pozostanie.
Ocena samej lampy to 10/10!
Kończąc tym postem temat zapachów do domu, mam nadzieję, że zabrałam Was w pełen aromatów świat Comfort in Beauty. Mam też małą nadzieję na to, że znaleźliście tu coś dla siebie albo przynajmniej pomysł na prezent dla kogoś bliskiego.
Zapach domu to tak jak wcześniej pisałam jego wizytówka i coś co już zawsze będzie się Wam kojarzyło z ludźmi i miejscami – oby jak najlepiej.
Życzę Wam zatem cudownych i pachnących igliwiem, makiem i cynamonem Świąt. Niech ich blask i aromat towarzyszą Wam we wspomnieniach do kolejnego roku.
Dajcie znać czy o czymś jeszcze w tej materii chcielibyście przeczytać i zapraszam jak zawsze na mój profil na Instagramie – tam znajdziecie jeszcze więcej zdjęć i filmików na Instastories.
Do następnego
Patrycja
2 komentarze
malgosiaryby
Bardzo miło czyta się Twoje wpisy. Ten o zapachach jest genialny i napewno pierwsze co zrobię po wyłączeniu bloga to wejdę na stronkę eyfel i zakupie sobie do domku jakieś zapachy. 😍 Super, że są takie blogi jak ten, na który wpis czeka się z niecierpliwością. 😘
comfortinbeauty
Bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa 🙂 mam nadzieję, że dasz znać który zapach wybrałaś i czy się sprawdził. Pozdrawiam ciepło 🙂