Alchemia zapachów w kąpieli czyli SelfCare Sunday z Jo Malone London…
Tak jak zapowiadałam Wam w poprzednim przedświątecznym poście – dziś zabieram Was do świata zapachów Jo Malone London.
Moja miłość zarówno do kosmetyków jak i perfum marki nie była miłością od pierwszego wejrzenia. Sporo czasu zajęło mi pierwsze podejście. Długo zastanawiałam się nad tym skąd bierze się „hype” na te produkty, bo do tanich nie należą. Czasem myślę sobie, że czekałam aż dojrzeję, a może po prostu coś mnie powstrzymywało zanim „popłynę” 😉 Dziś jednak nie będę pisała o perfumach – skupię się na tym co tworzy absolutnie idealny odprężający klimat domowego SPA.
Te kosmetyki to nasz domowy „musi have” i zamiast od nich odchodzić nasze zbiory stale się powiększają, a wszelkie braki są od razu uzupełniane. Nawet nasza młoda je polubiła choć ona w kwestii kosmetyków do kąpieli jest znacznie mniej „lojalna” niż my.
Jak widzicie trochę tego jest, a to nie koniec – jeszcze perfumy, dyfuzory i kilka innych gadżetów. Pewnie zastanawiacie się czy i kiedy ja to wszystko zużyje.
Odpowiedź jest prosta – ja absolutnie wszystkiego co tu widzicie i więcej – używam regularnie, a ma to związek z filozofią marki.
Łącz i twórz swój ulubiony zapach, Twój własny unikalny pachnący podpis.
I nie dotyczy to tylko perfum, pielęgnacja czy zapach w domu, w łazience, w sypialni – wszystko wpisuje się w tą filozofię.
Każdy z zapachów, które używam tworzy dokładnie to na co w danym momencie mam ochotę i nastrój – może być zwiewnie i lekko, a może być sensualnie lub orzeźwiająco. I nie ma znaczenia fakt czy dotyczy to świecy, olejku, balsamu, żelu czy perfum. Uwielbiam np. Jo Malone London Oud & Bergamote Colognes Intense ale na skórze to zapach mojego męża, a jeśli ja mam na niego ochotę odpalam świecę z tej samej linii i cały dom otula głęboki i ciepły aromat oud przełamany świeżością bergamotki.
Zresztą był to właśnie mój pierwszy zakup – ta świeca otworzyła przede mną wrota do świata londyńskiej marki. Potem był opisywany już zapach i świeca ze świątecznej edycji limitowanej o którym pisałam tutaj.
Uwielbiam ich żele pod prysznic i do mycia rąk, choć my używamy ich również do mycia ciała w kąpieli. Moja mama z kolei uważa je za najlepsze, luksusowe i ultra wydajne (potwierdzam! te 250ml starcza na spokojnie na miesiąc używania przez 2 osoby WOW) mydło do rąk.
Jo Malone London Peony & Blush Suede to kwiatowa kompozycja gdzie główne skrzypce grają piwonie w pełnym rozkwicie, ale nie same i nie nachalnie. Dołączają do niej czerwone jabłka, goździki, jaśmin i róża, a idealną przeciwwagą dla tej całej kompozycji jest skórzany akord zamszu. Niby kobiecy, ale jeśli używany w połączeniu z bardziej klasycznym zapachem o zecydowanie bardziej męskim wydźwięku nie spowoduje żadnego uszczerbku na męskim ego, a może stanowić genialną bazę dla kolejnych warstw zapachu unoszących się na jego skórze.
Jo Malone London Orange Blossom to z kolei bardzo przyjemna i ciepła kompozycja w której kwiat pomarańczy łączy się z lilią wodną. Do tego dochodzi wetyweria i irys. To nowość w naszej kolekcji, ale już się polubiliśmy – całkowite przeciwieństwo wspomnianych wcześniej Orage Bitters ze świątecznej kolekcji – tam pomarańcz jak sama nazwa wskazuje jest gorzkawa i dla mnie momentami chłodna.
Ostatni w tym zestawieniu to Jo Malone London Grapefruit Body & Hand Wash – cudownie orzeźwiający. Poza tytułowym grapefruitem znajdziecie tu mech, rozmaryn, miętę pieprzową i odrobinę ziela angielskiego – autentycznie pobudka gwarantowana i choć to nie jest typowy zapach dla mnie na SelfCare Sunday to pod prysznicem w poniedziałek może się okazać niezastąpiony 🙂
My tych właśnie żeli używamy zamiennie z opisywanymi nie tak dawno płynami od Molton Brown. Podstawowa różnica między nimi polega na tym, że Molton jest doskonały do kąpieli w pianie, a te okrywają nas aksamitną welurową warstwą zapachu w formie gęstej piany, który wypełnia nie tylko całą łazienkę aurą cudownego intensywnego aromatu, ale także utrzymuje się na skórze. Jeśli połączysz go z olejkiem do kąpieli, balsamem do ciała, a na koniec jedną czy 2 wodami perfumowanymi to Twój zapach na cały dzień będzie tak unikalny jak tylko go sobie ułożysz.
Chyba nie mam drugiego tak bogato reprezentowanego zapachu marki jak Jo Malone London Pomegranate Noir. W torebce prawie zawsze mam miniaturę perfum, świeca, olejek do kąpieli, żel do mycia ciała, mój ukochany żel peelingujący i swego czasu dyfuzor zapachowy. Gdybym musiała wybrać jeden ten jedyny zapach marki pewnie byłby to właśnie ten, ale szczęśliwie mogę przebierać i łączyć ich sporo.
Jeśli chodzi o nuty zapachowe to jest to bardzo mroczny i taki niespokojny zapach. Ultra dojrzały „krwisty” granat, do tego maliny i śliwki, potem ostra nuta różowego pieprzu, lilia Casablanca i drzewne ziemiste akordy.
Prawdziwy unisex – taki dla kobiety, która jest stanowcza i bez oglądania się na innych idzie po swoje i dla mężczyzny, o którym można powiedzieć wiele, ale napewno nie to, że jest nijaki.
Złuszczający żel do kąpieli Jo Malone London Body & Hand Wash Exfoliating Gel to mój ulubieniec jeśli chodzi o wszelkie tego typu produkty. Bardzo delikatnie złuszcza martwy naskórek, ale przy tym doskonale odżywia i nawilża. Zawsze kiedy go używam mój nos wyczuwa w nim nutę miodu – i ta konsystencja trochę też mi go przypomina. Wrażenia absolutnie genialne – polecam gorąco.
Czasem jeśli nie potrzebuję, aż tak intensywnych doznań zapachowych z całej tej gamy używam tylko właśnie tego żelu, a łączę go z wspomnianym wcześniej Peony & Bush Suede, ewentualnie z ultra delikatnym i też jednym z naszych ulubieńców Jo Malone London Wood Sage & Sea Salt Body & Hand Wash, który uspokaja i wycisza jak delikatna słona morska bryza połączona z ujmującą szałwią.
W tytule nie bez przyczyny napisałam o alchemii zapachu. Wspominałam Wam już na początku wpisu o filozofii marki. A teraz chciałabym Wam ją przedstawić w bardziej ułożony sposób.
Wszystkie kosmetyki niezależnie od tego czy są to świece, dyfuzory i mgiełki do domu czy perfumy, żele i olejki do kąpieli czy do ciała można, a nawet należy je łączyć. W ten sposób możecie stworzyć ten wspomniany podpis zarówno na swojej skórze jak i w swoim domu. Możecie swojej sypialni czy łazience nadać charakter pasujący Wam w danej chwili lub utrzymywać pewną stałą bazę np. w postaci dyfuzora zapachowego.
Dla mnie łączenie tych wszystkich aromatów to właśnie pewna forma alchemii. Dlaczego? – dlatego, że absolutnie co innego wyjdzie z połączenia
- olejku do kąpieli Pomegranate Noir z żelem Wood Sage & Sea Salt, balsamem Lime Basil & Mandarine i perfum Wild Bluebell
a
- olejku do kąpieli Lime Basil & Mandarine z żelem Pomegranate Noir balsamem Wild Bluebell i perfum Wood Sage & Sea Salt
Tak samo co innego wyjdzie z połączenia w którym perfumy Myrrh & Tonka położymy na naszej skórze jako pierwsze, a potem dodamy Scarlet Poppy i kiedy odwrócimy kolejność.
Ilość tych kombinacji zależy tylko od naszej wyobraźni. Znam takie kobiety, które potrafią mieć na sobie w charakterze samych perfum 5 różnych zapachów jednocześnie i absolutnie nie traktuję tego jako dziwactwo.
Ważne jest chyba również to, że jeśli wszystko od początku do końca w Waszej łazience będzie z jednej linii tak jak np. ten zestaw Pomegranate Noir, który widzicie na zdjęciach powyżej wcale nie będzie gorsze czy bardziej płaskie od takiego miksu! Nikt nie powiedział, że pani czy pan jednego zapachu musi być nudny, bo kompozycje Jo Malone London napewno do takich nie należą.
To drugi najszerzej występujący u nas w domu zapach czyli Jo Malone London Lime Basil & Mandarine Bath Oil . Wielkim fanem tej kompozycji jest mój mąż.
Tu chciałabym się skupić na olejku do kąpieli – absolutnie genialny produkt. Zamienia wodę w mleko, a zapach przy uchylonych drzwiach do łazienki kiedy woda leje się do wanny, unosi się w całym mieszkaniu. Wszystkie olejki zawierają w sobie olej ze słodkich migdałów, awokado oraz z nasion jojoba. Skóra po kąpieli jest rewelacyjnie nawilżona i całkowicie pozbawiona uczucia tłustości. Na skórze nie powstaje również żaden film.
Sama kompozycja jest też dość ciekawa, bo od hasła limonka i mandarynka oczekiwałoby się zdecydowanego orzeźwienia, tony cytrusów i to też tu jest, ale genialnie równoważone przez biały tymianek i pieprzową bazylię. To absolutnie nieoczywiste i bardzo ciekawe połączenie. Ja właśnie siedzę i piszę ten post w towarzystwie ożywiającej umysł świecy z tej kolekcji (nie ukrywam, że mam nadzieję, że widać to w tym wpisie ;)))
Spray do pomieszczeń z tej linii choć niekoniecznie używany w czasie kąpieli jest również wart wspomnienia – doskonale sprawdza się i długo utrzymuje na sofie czy dywanikach łazienkowych nie zostawiając przy tym żadnych tłustych plam. W przysłowiowe 5 sekund diametralnie zmienia nastrój w dowolnym pomieszczeniu.
To chyba najbardziej wiosenny zapach o którym dziś piszę. W tle piękny bukiet tych kolorowych kwiatów, które stanowią serce kompozycji zamkniętej w kremie do ciała i świecy na tym zdjęciu czyli Jo Malone London English Pear & Fresia Body Crème.
Nie jestem wielką fanką balsamów do ciała – w tej kategorii lubuje się mój mąż. Może to kwestia tego, że choć skórę na twarzy mam suchą, to skóra mojego ciała radzi sobie znacznie lepiej.
Jednak ten krem mnie do siebie przekonał. Znacznie gęstszy i bogatszy niż typowy balsam, a jednocześnie mniej tłusty i męczący niż klasyczne masła do ciała.
Doskonale się wchłania, nie pozostawia żadnej tłustej warstwy pomimo zawartości olejków z nasion jojoby, słodkich migdałów oraz kakao. Otula całe ciało delikatnym woalem zapachu, który utrzymuje się całkiem długo na skórze. Świetnie nawilża i rozprowadza się ultra gładko. Po pachnącej kąpieli idealne zakończenie kąpielowego rytuału w ramach nie tylko SelfCare Sunday.
No i to boskie ciężkie szklane opakowanie – luksus przez duże L.
Na koniec czarna trójca z serii Intense.
Dyfuzor zapachowy od kilku miesięcy towarzyszy nam w sypialni – ja nie wiem jak oni toi robią w tym Londynie, ale te dyfuzory są wieczne. Jo Malone London Scent Surround Diffusers Myrrh & Tonka bo o nim tu mowa to jeden z najciekawszych zapachów marki. Nie dość, że jest bestsellerem to bezapelacyjnie zapracował na to miano. Pisałam o nim jakiś czas temu u mnie na Instagramie – gdzie polecam Wam zaglądać – tam znajdziecie zawsze najświeższe wieści m.in. na Instastories.
Zamiast od nowa rozpisywać się o nim podrzucam tu opis tego zapachu, który stworzyłam właśnie na Instagramie po tym jak się w nim oficjalnie zakochałam:
Jak mgła, która łączy się z dymnym akordem i ściele się na ziemi, a ja w niej brodzę o zmierzchu – to obraz który przychodzi mi do głowy gdy pachnę Jo Malone London Myrrh & Tonka. To ten moment kiedy za oknem rozciąga się mgła, a ziemia i wilgotne liście powiadamiają nasz nos, że oto przyszła jesień. To ten czas kiedy w powietrzu unosi się zapach drewna palonego w kominku i kiedy grzane wino w ceramicznych kubeczkach ląduje w naszych dłoniach wieczorem pod kocem.
Choć nutą głowy jest lawenda to jednak zawarta w sercu tytułowa mirra jest niekwestionowaną panią tego zapachu. Wanilia i migdał dodają wytrawnej słodyczy i ogrzewają ją tak jak robi się to z dobrym koniakiem. Fasola tonka daje uczucie rześkości i świeżości.
Z tej samej linii zapachowej mam olejek do kąpieli Jo Malone London Body & Hand Wash Myrrh & Tonka Shower Oil. Absolutnie genialny, zjawiskowy, rewelacyjny i cudowny. Pomimo faktu, że jest olejkiem jego poziom „tłustości” oceniam na 2 w skali do 10. Gładko sunie po skórze zapewniając jej natychmiastowe i głębokie odżywienie i nawilżenie przy jednoczesnym jej oczyszczaniu.
W kontakcie z wodą zmienia swoją formułę i staje się gęstą pianą. Zawarte w nim olejki z nasion słonecznika i oleju rycynowego wygładzają skórę. A ten zapach … Mistrzostwo świata – jak dla mnie 12/10
Ostatni już dziś kosmetyk od Jo Malone London to suchy olejek Jo Malone London Colognes Intese Oud & Bergamote Dry Body Oil – doskonały suchy olejek. Wszyscy pewnie znają pierwowzór tego typu produktów czyli Nuxe. Tutaj filozofia ta sama, ale po pierwsze w bardzo wygodnym atomizerze, a po drugie – zapach. Nie będę się o nim ponownie rozwodzić – szepnę tylko, że naprawdę genialny. Polecam
I tak oto doszliśmy do końca tego wpisu.
Uważam, że produkty Jo Malone London to wymarzony towarzysz każdego dnia nie tylko SelfCare Sunday – a Ty co byś spośród wymienionych wybrała dla siebie?! Ja bardzo się cieszę, że miałam dziś okazję wprowadzić Cię w ten zjawiskowy świat alchemii zapachów.
Ściskam ciepło – od poniedziałku znów będziemy mieli piękną zimę tej wiosny :/
Do następnego
Patrycja