Na górze róże czyli Miss Dior Anno Domini 2020…
Kiedy tydzień temu zajrzałam na chwilę do Sephory nie spodziewałam się gromu z jasnego nieba. Taka tam zwyczajna wizyta w perfumerii okazała się być momentem w którym zostałam oczarowana w 2020 po raz pierwszy. Oczywiście liczę na to, że nie będzie on ostatnim takim w 2020 roku 😉
W ramach przedpremiery na mojej skórze zagościł zapach prawdziwie oszałamiający. Od ponad tygodnia na dobre rozgościł się w moim sercu, a od tygodnia pięknie prezentuje się na mojej toaletce i obłędnie pachnie na mojej skórze.
Choć w planach miałam zakup Miss Dior Absolutely Blooming, to gwiazda dzisiejszego posta przyprawiła mnie o szybsze bicie serca od momentu poznania. Sama kompozycja choć znajduje się w obrębie jednej rodziny, chyba najbliżej ma do Miss Dior Blooming Bouquet. Jednak charakter Miss Dior Rose N’Roses w mojej opinii stawia ten właśnie najmłodszy flakon na czele całego rodu „Różanych Panien”.
ROSE N’ROSES
Ogromnym zaskoczeniem dla mnie jest fakt, że tak rozkochałam się ostatnio w różanych akordach co jak się okazuje w zupełności nie przeszkadza mi nie żywić specjalnej miłości do kwiatowych kompozycji.
Do wazonu w domu zawsze wybiorę tulipany nad wszystkie inne, ale to róża okazuje się być królową wśród kwiatów, które „nałożyłabym” na skórę.
Po zachwycie wywołanym tym nowym zapachem postanowiłam bliżej przyjrzeć się perfumom, które ostatnio najczęściej zapadają mi w pamięć. Z pewnym zdziwieniem okazuje się, że róża różę różą pogania 😉 Najpierw pisałam Wam o Jo Malone Rose & Magnolia – tutaj, a w ostatnim poście o próbce od Narciso Rodriguez – Fleur Musc – tu.
W każdym z tych flakonów róża gra główne skrzypce i jest jej pełno – u Narciso jest rozleniwiająca, duszna i zmysłowa, a u Jo Malone mocna, dekadencka i zimna. Tu jednak jest słońce, energetyczna świeżość podbita cytrusami i ciepło – dużo słonecznego ciepła, które powoduje, że chcemy z zamkniętymi oczami wystawiać do niego twarz po pochmurnych i chłodnych dniach.
Kiedy pierwszy raz użyłam tych perfum wiedziałam, że będą moje.
Skojarzyły mi się z latem, beztroską wizją miłości rodem z amerykańskiej produkcji romantycznej, co udało się idealnie zamknąć w butelce.
Tutaj odsyłam do filmu reklamowego marki – jest to dokładnie to o czym przed chwilą pisałam – wielkie gesty – „miłość pisana driftem”, wschody i zachody słońca i poczucie, że poza nami nie liczy się nic. Pełne spektrum miłości – uniesienia i upadki – wszystko z klasą i odrobiną szaleństwa.
Cytrusy pod postacią mandarynki z bergamotką i geranium otwierają tę kompozycję zastrzykiem owocowej świeżości by za chwilę ulec zalaniu morzem róż. Róże z Grasse zbierane zawsze w maju dla domu Dior, odnajdziemy też róże trochę pudrowe, ale w niczym nie przypominające tych duszących buduarowych akordów czy dalej róże połączone z piwonią. Wszystko to spięte wspaniałym białym piżmem. I choć mając w dłoni „korek”, papierek czy inną wstążeczkę można by czuć tu sporą dawkę chłodu (tego się spodziewałam) to na skórze zostajemy uroczo zaskoczeni ciepłym słonecznym blaskiem, bijącym z tego flakonu.
To promienie słońca padające na pole róż i na schłodzoną nocą ziemię, która nadal kryje w sobie jeszcze żar dnia wczorajszego. Zapach prania i włosów, które latem wystawione za okno czy przez dach jadącego samochodu mają aromat, którego nie można pomylić z niczym innym – to wszystko i więcej otacza mnie gdy mam je na sobie.
Czasem gdy wracam z wakacji „żal mi” robić pranie, bo choć oczywiście te stosy same nie znikną to pachną właśnie żarem, słońcem, wodą i wiatrem. Macie tak czasem? 🙂
Zdarza mi się czytywać wypowiedzi perfumiarskich kreatorów i zazwyczaj robię to dopiero po tym jak rozszyfruję kompozycję po swojemu. Czasem robię to po to, żeby wyszukać niuanse, które mogły mi gdzieś uciec, a wiem, że coś tam jeszcze jest. A czasem po to by zrozumieć to co do mnie nie przemawia choć „powinno”.
W przypadku François Demachy kreatora stojącego za zapachami marki, historia powstania tych perfum niezwykle mnie urzekła i dopełniła obrazu stworzonego na potrzeby kampanii. Oto fragment wypowiedzi samego twórcy:
„Tworząc Miss Dior Rose n’Roses, pragnąłem odtworzyć uczucia wywołane obfitością i przepychem kwiatów, podziw dla potęgi natury, który ogarniał mnie w dzieciństwie na widok kwitnących majowych pól. Róża oznacza dla mnie właśnie to oczarowanie. Chciałem jeszcze bardziej się do niej zbliżyć” – François Demachy
Jego historia jest zrozumiale osobista i wątpię czy ktokolwiek mógłby powiedzieć dokładnie to samo. Ja czytając ten opis oczami duszy widziałam scenę z bajki dla dzieci „Ratatuj” w której krytyk kulinarny Anton Ego zostaje smakiem i zapachem przeniesiony do czasów swojego dzieciństwa. I choć każdy z nas zarówno zapachy jak i smaki odbiera inaczej to samo uczucie towarzyszące tej podróży w czasie jest jednocześnie takie samo i zupełnie inne.
Musicie mi wybaczyć, ale już dawno nie zostałam tak kreatywnie „pobudzona” do opisania zapachu.
PODSUMOWUJĄC – uważam te perfumy za wiosenny ideał. Jak zawsze ocena jest w pełni subiektywna, ale daję im 9/10 i polecam nawet tym z Was dla których róża nie jest kwiatem pierwszego wyboru 😉 Trwałość bardzo przyzwoita – ok 7h.
Napiszcie czy znacie, któryś z zapachów z rodziny Miss Dior i czy macie swojego faworyta?
A może jesteście zafascynowani kompletnie inną kompozycją marki? – czekam z niecierpliwością
Do następnego
Patrycja
3 komentarze
magdalena
Z chęcią zamówiłabym je w ciemno, bo różę uwielbiam! Obawiam się tylko podobieństwa do Blooming Bouquet, bo zapach był słaby i tak jakby wodą z wazonika po kwiatach zalatywał… 😉 No nic, muszę przetestować koniecznie. Z nietypowych róż podobały mi się jeszcze dwa zapachy: Tous Rosa i Masaki Snowing Rose. No i cała rzesza różanych perfum z różą upojną, konfiturową, świeżo zerwaną, zroszoną letnim deszczem czy zmiksowaną z piwonią 🙂
comfortinbeauty
Ponieważ miałam ochotę na Blooming i czekałam tylko na dobry moment w kwestii zakupu, a tu chciałam wracać tego samego dnia do Sephory tyle, że była to sobota i po 20:00 – to śmiem twierdzić, że zapach jest znacznie lepszy. Co do trwałości to tak jak pisałam uważam ją za całkiem przyzwoitą – do 7h – na ubraniach znacznie dłużej. Zupełnie serio też polecam testowanie na skórze – jest to jedna z nielicznych kompozycji której niezbędne jest ciepło skóry by mogła w pełni rozwinąć swój potencjał i zimnej róży zmienia się prawie nie do poznania. „w korku” sprawia wrażenie przeciętnej wody różanej. Jestem niezmiernie ciekawa Twojej oceny więc będę niezmiernie wdzięczna za update 🙂 Pozdrawiam
Pingback: